Był to już ósmy z rzędu spadek cen w drugiej największej gospodarce świata. Indeks cen konsumpcyjnych (CPI) we wrześniu zniżkował o 2,3 proc., a miesiąc wcześniej o rekordowe 2,4 proc. Bazowy CPI, który nie obejmuje towarów o najbardziej chwiejnych cenach (żywność, energia), zniżkował o 1,1 proc., wyrównując rekord z 2001 r.

Japoński bank centralny przewiduje, że ceny mogą spadać nawet do końca roku fiskalnego rozpoczynającego się w kwietniu 2011 r. W bieżącym roku fiskalnym CPI obniżyć się ma według tych prognoz o 1,5 proc., w 2010 r. o 0,8 proc., a w 2011 r. o 0,4 proc. Ekonomiści wskazują, że presję deflacyjną pogłębia aprecjacja jena wobec dolara. Obniża ona koszty importu, co może zmusić japońskie firmy do redukcji cen, aby zachować konkurencyjność.

Rząd w Tokio przyznał w minionym tygodniu, że deflacja jest obecnie największym zagrożeniem dla gospodarki, która w II kwartale wyszła z recesji. Popyt konsumpcyjny pozostanie bowiem słaby nawet pomimo spadku stopy bezrobocia. Według piątkowych danych, stopa bezrobocia zmniejszyła się w październiku do 5,1 proc., w porównaniu z 5,3 proc. miesiąc wcześniej i 5,7 proc. jeszcze w lipcu. Doniesienia te zaskoczyły ankietowanych przez agencję Bloomberga ekonomistów, którzy spodziewali się odczytu na poziomie 5,4 proc.

Niektórzy eksperci uważają, że oficjalne dane o dynamice cen są zaniżone. "Spadek cen tak szybko się rozprzestrzenia, że rządowe dane nie są w stanie tego uchwycić. Sprzedawcy są zmuszeni do prześcigania się w przecenach. Obawiam się, że prędzej czy później japońska gospodarka znów zacznie się kurczyć" - ostrzega Mari Iwashita, główny ekonomista w domu maklerskim Nikko Cordial w Tokio. "Konsumenci odczuwają deflację znacznie silniej, niż sugerują rządowe statystyki" - wtóruje mu Junko Nishioka, ekonomista w tokijskim oddziale RBS Securities.

Reklama

Deflacja jest niebezpieczna dla gospodarki, ponieważ konsumenci w oczekiwaniu na niższe ceny powstrzymują się od zakupów. Może to prowadzić do błędnego koła, gdy spadek popytu pogłębia zniżki cen, co z kolei znów osłabia popyt i zwiększa bezrobocie. Japonia borykała się z tym problemem przez całe lata 90., nazwane z tego powodu "straconą dekadą". Spiralę deflacyjną zapoczątkowało wówczas pęknięcie bańki na rynkach nieruchomości i akcji na przełomie lat 80. i 90.