Z tłumaczeń na konferencji prasowej można było zrozumieć tyle, że na przeszkodzie do zawarcia kontraktu stanęły przede wszystkim drugorzędne sprawy „techniczne” i „redakcyjne”. Tak naprawdę oczywiście mógł się pojawić jakiś grubszy problem – eksperci przypuszczają, że może on na przykład dotyczyć cen za tranzyt. Jednak najpewniej nie zachwieje on całym procesem negocjacji. Dlaczego? Bo najważniejsze rzeczy dotyczące umowy zostały już ustalone. Wiemy, jaka będzie wielkość dostaw, długość obowiązywania kontraktu, i to, że zostanie rozwiązana kwestia obecności firmy Aleksandra Gudzowatego w gazowym biznesie.

>>> Polecamy: Negocjacje z Rosją w sprawie gazu jeszcze nie dobiegły końca

Wycofanie się z tych wszystkich ustaleń byłoby i dla jednej, i dla drugiej strony niesłychanie trudne, skończyłoby się kompromitacją na skalę europejską. W dodatku jest jeszcze czas na spokojne negocjacje, Polska zdołała zgromadzić spore zapasy gazu. Tak naprawdę w tej historii uwiera tylko jedno. Do tego kontraktu nie przywiązywalibyśmy takiej wagi, gdyby w końcu rzeczywistością stał się termin „dywersyfikacja”.