Chociaż rządy znalazły się pod silną presją finansową, żaden z nich nie zboczył radykalnie z drogi reform rynkowych, którą podążają od czasu upadku komunizmu przed 20 laty.

Jednak wraz z rosnącym bezrobociem i liczbą bankructw, prawdziwy sprawdzian dopiero nadejdzie. W najbliższych 12 miesiącach dojdzie do serii wyborów, w tym parlamentarnych na Węgrzech i w Czechach oraz wyborów prezydenckich w Polsce.

„Jak dotychczas populizm został w Europie Wschodniej powstrzymany” – mówi Katinka Barysch, zastępca dyrektora Centrum Reform Europejskich – „Ale wraz z szybko narastającą liczbą zwolnień i niedostatkiem gotówki u rządów, aby zdziałać cos w tym kierunku, zapowiadane w wielu krajach wybory mogą w rezultacie przynieść rządowe obietnice ochrony socjalnej, a nie próby wyjaśnienia konieczności zmian w gospodarce”.

Przed rokiem wielu ekonomistów miało nadzieję, że region uniknie najgorszego podczas kryzysu po wzroście gospodarczym w 2007 roku na poziomie 6 proc., czyli prawie z 5-proc. przebiciem w stosunku do strefy euro. Ale w tym roku nowi członkowie Unii Europejskiej mogą spodziewać się spadku rzędu 3,5 proc., prawie tyle samo, co w strefie euro (4 proc.). Na 2010 rok prognozy są ponure. Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju przewiduje dla nowych państw członkowskich 1 proc. wzrostu., niemal tyle, co dla strefy euro.

Reklama

Przedkryzysowy boom się zakończył, a wraz z nim – przynajmniej na razie – marsz w górę, który odzwierciedla nadzieje mieszkańców Europy Wschodniej, dążących do osiągnięcia zachodnioeuropejskich standardów życia.

Skutki kryzysu bardzo się różnią, poczynając od przeciętnego spadku produktu krajowego brutto w krajach bałtyckich o ponad 15 proc. po wzrost w Polsce, chociaż zaledwie na poziomie 1 proc.

Również polityczne efekty są bardzo różne. Na Węgrzech i Łotwie doszło do upadku rządów, lecz polski premier Donald Tusk jest wciąż popularny. Ale nawet w gospodarkach najbardziej dotkniętych kryzysem nie doszło do ponownego wzrostu fali populizmu, jak to miało miejsce po kryzysie finansowym w Rosji w 1998 roku.

Według EBOR-u brak ataków przeciwko reformom odzwierciedla większą dojrzałość instytucji i systemu politycznego. „Jednak wydaje się nieprawdopodobne, aby doszło do wielkiej fali nowych reform” – stwierdza bank.

Tak jak wszędzie, rządy dały przyzwolenie na wzrost deficytów fiskalnych. Dla najbardziej dotkniętych państw UE i Międzynarodowy Fundusz Walutowy zapewniły pomoc finansową. Ale domagają się, żeby kraje te wypracowały wiarygodne plany redukcji deficytów.

I w tym tkwi problem. Globalny krach kredytowy uderzył także w zewnętrzne źródła finansowania, do których region dość powszechne odwoływał się przed kryzysem.

Erik Berglöf, główny ekonomista EBOR-u mówi, ze odpowiedzi należy szukać w rozwoju lokalnych rynków finansowych oraz w polityce stymulującej wewnętrzny rozwój w celu zmniejszenia zależności od eksportu i światowych rynków. Ale na takie zmiany potrzeba czasu i, nawet jeśli zakończą się one sukcesem, jest mało prawdopodobne, aby przyczyniły się do równie szybkiego tempa wzrostu, jak w przeszłości.