Ruch ten był częścią większego odreagowania, jakie miało miejsce w notowaniach praktycznie wszystkich par walutowych. W ostatnich dniach na rynku wyczuwało się niezdecydowanie i napięcie wśród inwestorów. Zdecydowanemu rozluźnieniu uległa zazwyczaj silna dodatnia korelacja pomiędzy notowaniami eurodolara a wartością złotego. Polska waluta bardzo słabo reagowała na systematyczny wzrost notowań EUR/USD, które w tym tygodniu przebiły swoje tegoroczne maksima, zwyżkując ponad poziom 1,5100. Dywergencje wewnątrzrynkowe oraz pomiędzy rynkiem walutowym a surowcowym (ropa naftowa również nie reagowała na zwyżkę eurodolara) wskazywały, iż inwestorzy oczekują na odpowiedni impuls do zmiany swoich pozycji rynkowych.

Sprzyjająca do tego sytuacja miała miejsce w czwartek, kiedy to pod nieobecność inwestorów z USA na rynku panowała mniejsza płynność. Spadek płynności powoduje, że mniejsze wolumenowo transakcje są w stanie wywrzeć znaczący wpływ na ceny aktywów. Impuls do odreagowania dały informacje, jakie napłynęły z Emiratów Arabskich, dotyczące problemów z płynnością Dubaju. Jedna z państwowych spółek Dubai World ogłosiła, iż zamierza przeprowadzić restrukturyzację swoich zobowiązań, szacowanych na 59 mld dolarów. Dług spółki stanowi 75% zadłużenia całego emiratu, w związku z czym jej niewypłacalność oznaczałaby bankructwo Dubaju. Informacja ta nie powinna była jednak stanowić zaskoczenia dla rynku – od pierwszych miesięcy obecnego kryzysu jest bowiem wiadome, że Dubaj balansuje na granicy bankructwa. Emirat ten jeszcze przed kryzysem podjął poważne wyzwania inwestycyjne związane z rynkiem nieruchomości, finansowane kredytami w bankach zagranicznych. W związku z tym poważne problemy z wypłacalnością, w pierwszej kolejności uderzyłyby we wciąż niestabilny system bankowy.

Jak już jednak wspomniano, doniesienia z Emiratów Arabskich nie miały większego znaczenia fundamentalnego – był to raczej pretekst do odreagowania. Odreagowanie to jednak silnie odbiło się w notowaniach walut rynków wschodzących. Spadki na giełdach wywołały bowiem wyprzedaż aktywów związanych z regionem emerging markets. Na wartości traciły nawet najsilniejsze waluty rynków wschodzących, czyli waluty latynoamerykańskie – m.in. real brazylijski i peso meksykańskie. Ciekawe, że peso nie reagowało wcześniej nawet na obniżkę ratingu, jakiej w tym tygodniu dokonała agencja Fitch. Rubel z kolei w ciągu półtora dnia osłabił się do poziomów nie obserwowanych od początku października. Część spadków została w pewnym stopniu zniwelowana w piątek, kiedy to eurodolar powrócił ponad poziom 1,4900. Kurs USD/PLN zniżkował z powrotem pod 2,8000, a notowania EUR/PLN zeszły w okolice 4,1600. Nie jest jednak pewne, czy inwestorzy nie będą chcieli kontynuować rozpoczętego w czwartek ruchu.

Na odpowiedź, czy korekta będzie kontynuowana, przyjdzie zapewne poczekać do początku przyszłego tygodnia. W piątek bowiem płynność na rynku wciąż może być ograniczona ze względu na krótszą o trzy godziny sesję w USA oraz fakt, iż tamtejsi inwestorzy, mogą przedłużyć sobie weekend i na rynek powrócą dopiero w poniedziałek. Pierwsza połowa minionego tygodnia upłynęła pod znakiem względnej stabilizacji w notowaniach złotego. W drugiej jego części mogliśmy jednak obserwować wzrost zmienności i dynamiczną deprecjację PLN, która zakończyła się zwyżką kursów euro i dolara do poziomów odpowiednio: 4,1975 i 2,8300. Ruch ten był częścią większego odreagowania, jakie miało miejsce w notowaniach praktycznie wszystkich par walutowych.

Reklama

W ostatnich dniach na rynku wyczuwało się niezdecydowanie i napięcie wśród inwestorów. Zdecydowanemu rozluźnieniu uległa zazwyczaj silna dodatnia korelacja pomiędzy notowaniami eurodolara a wartością złotego. Polska waluta bardzo słabo reagowała na systematyczny wzrost notowań EUR/USD, które w tym tygodniu przebiły swoje tegoroczne maksima, zwyżkując ponad poziom 1,5100. Dywergencje wewnątrzrynkowe oraz pomiędzy rynkiem walutowym a surowcowym (ropa naftowa również nie reagowała na zwyżkę eurodolara) wskazywały, iż inwestorzy oczekują na odpowiedni impuls do zmiany swoich pozycji rynkowych. Sprzyjająca do tego sytuacja miała miejsce w czwartek, kiedy to pod nieobecność inwestorów z USA na rynku panowała mniejsza płynność. Spadek płynności powoduje, że mniejsze wolumenowo transakcje są w stanie wywrzeć znaczący wpływ na ceny aktywów. Impuls do odreagowania dały informacje, jakie napłynęły z Emiratów Arabskich, dotyczące problemów z płynnością Dubaju. Jedna z państwowych spółek Dubai World ogłosiła, iż zamierza przeprowadzić restrukturyzację swoich zobowiązań, szacowanych na 59 mld dolarów.

Dług spółki stanowi 75% zadłużenia całego emiratu, w związku z czym jej niewypłacalność oznaczałaby bankructwo Dubaju. Informacja ta nie powinna była jednak stanowić zaskoczenia dla rynku – od pierwszych miesięcy obecnego kryzysu jest bowiem wiadome, że Dubaj balansuje na granicy bankructwa. Emirat ten jeszcze przed kryzysem podjął poważne wyzwania inwestycyjne związane z rynkiem nieruchomości, finansowane kredytami w bankach zagranicznych. W związku z tym poważne problemy z wypłacalnością, w pierwszej kolejności uderzyłyby we wciąż niestabilny system bankowy. Jak już jednak wspomniano, doniesienia z Emiratów Arabskich nie miały większego znaczenia fundamentalnego – był to raczej pretekst do odreagowania.

Odreagowanie to jednak silnie odbiło się w notowaniach walut rynków wschodzących. Spadki na giełdach wywołały bowiem wyprzedaż aktywów związanych z regionem emerging markets. Na wartości traciły nawet najsilniejsze waluty rynków wschodzących, czyli waluty latynoamerykańskie – m.in. real brazylijski i peso meksykańskie. Ciekawe, że peso nie reagowało wcześniej nawet na obniżkę ratingu, jakiej w tym tygodniu dokonała agencja Fitch. Rubel z kolei w ciągu półtora dnia osłabił się do poziomów nie obserwowanych od początku października.

Część spadków została w pewnym stopniu zniwelowana w piątek, kiedy to eurodolar powrócił ponad poziom 1,4900. Kurs USD/PLN zniżkował z powrotem pod 2,8000, a notowania EUR/PLN zeszły w okolice 4,1600. Nie jest jednak pewne, czy inwestorzy nie będą chcieli kontynuować rozpoczętego w czwartek ruchu.
Na odpowiedź, czy korekta będzie kontynuowana, przyjdzie zapewne poczekać do początku przyszłego tygodnia. W piątek bowiem płynność na rynku wciąż może być ograniczona ze względu na krótszą o trzy godziny sesję w USA oraz fakt, iż tamtejsi inwestorzy, mogą przedłużyć sobie weekend i na rynek powrócą dopiero w poniedziałek.

ikona lupy />
Michał Fronc / Forsal.pl