Piątkowy handel na rynku walutowym rozpoczął się od trzęsienia ziemi. Złoty tracił rano 6 gr do dolara i 4 gr do euro. W odróżnieniu jednak od filmów Hitchcocka, później nie było jeszcze gorzej. Wręcz przeciwnie. Było coraz lepiej.

O godzinie 18-tej dolar drożał o 0,1 gr (2,7669 zł), a euro taniało 1,5 gr (4,1392 zł). Wyprzedaż akcji na azjatyckich giełdach, słabe otwarcie sesji na europejskich parkietach oraz kontynuacja umocnienia dolara do głównych walut, to główne przyczyny porannej wyprzedaży polskiej waluty. Gdy jednak sytuacja na rynkach finansowych zaczęła się poprawiać, również ona zaczęła odrabiać straty. Początkowo proces ten był bardzo powolny. Przyśpieszenie nastąpiło po otwarciu sesji na Wall Street, gdy inwestorzy zrozumieli, że nie musi ona zakończyć się gwałtowną wyprzedażą akcji.

W przyszłym tygodniu wciąż nastroje na rynkach finansowych będą determinować zachowanie złotego. Istotnym uzupełnieniem tego czynnika mogą być publikowane w poniedziałek przez Główny Urząd Statystyczny, wstępne szacunki dynamiki PKB za III kwartał br. Jednak tylko wówczas, gdy dane będą wyraźnie odbiegać od prognozowanego wzrostu o 1,3 proc. rok do roku. Raport o PKB to nie jedyne dane z Polski, jakie ujrzy światło dzienne w przyszłym tygodniu. We wtorek Ministerstwo Finansów przedstawi prognozę listopadowej inflacji CPI. Tego samego dnia zostanie też opublikowany indeks PMI, obrazujący kondycję polskiego przemysłu. Jednak te "figury" nie będą miały większego wpływu na notowania złotego.