Jednak nie precyzuje, o jaką pomoc chodzi. – Będzie ona udzielana na podstawie istniejących programów, mechanizmów i możliwości, np. związanych z działalnością w specjalnej strefie ekonomicznej – dodaje Waldemar Pawlak. Dla branży motoryzacyjnej to zbyt ogólna deklaracja. – Jesteśmy zainteresowani pomocą, ale niech pan premier powie konkretnie, o jaką pomoc chodzi – mówi Janusz Woźniak, prezes FSO Żerań. Jak twierdzi, obecnie jedynym dostępnym otwartym kanałem pomocowym dla branży są dopłaty do pensji pracowników w ramach rządowego pakietu antykryzysowego.
– Niewiele, ale zawsze. Udało nam się uzyskać po kilkaset złotych na pracownika – mówi Janusz Woźniak. Według ekspertów w grę mogą jednak wchodzić również zwolnienia podatkowe. Kilka miesięcy temu Komisja Europejska zaakceptowała grant, jaki rząd Węgier przeznaczył na wsparcie inwestycji koncernu Daimler w Kecskemet. KE zgodziła się na 111,5 mln euro pomocy. Wsparcie, jakie otrzyma fabryka, to głównie zwolnienia podatkowe. Według ekspertów o taką właśnie pomoc mogą starać się także polskie zakłady. W grę wchodzą też gwarancje kredytowe BGK.
– Wszystkie podmioty mogą skorzystać z systemu rządowych poręczeń kredytowych, ale kwota poręczenia nie może przekraczać 10 mln euro – mówi Ewa Balicka-Sawiak, rzecznik prasowy BGK. Odmawia informacji, czy wystąpił o nie jakiś zakład z branży motoryzacyjnej. Szczegóły dotyczące możliwych sposobów wsparcia tego sektora możemy poznać już dziś. Jerzy Buzek, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, i wicepremier Waldemar Pawlak przyjeżdżają do gliwickiej fabryki Opla.
– Według mnie GM jest dla dalszego istnienia gliwickiego zakładu znacznie większą gwarancją, niż gdyby został on przejęty przez konsorcjum Sbierbanku i Magny – powiedział DGP Waldemar Pawlak. Z nieoficjalnych informacji wynika, że planowana przez GM restrukturyzacja ominie Gliwice. Zwolnienia dotkną inne zakłady koncernu w Europie. W ramach zapowiedzianego przez Amerykanów planu restrukturyzacji zatrudnienie ma być zmniejszone na Starym Kontynencie o około 9 tys. pracowników. Najwięcej, bo 2,4 tys., osób ma stracić pracę w niemieckim Ruesselsheim.
Reklama