Są także inne, nie tak mocne, ale również istotne argumenty przeciw takim gwarancjom. Po pierwsze – zakłócają one konkurencję. Firmy, które je otrzymują, zyskują przewagę nad rywalami, i to nie dlatego, że są bardziej wydajne czy że lepiej obsługują klientów, ale dlatego, że mają dostęp do tańszego kapitału. Po drugie – gdy rząd zmniejsza obciążające firmy ryzyko, mają one skłonność do podejmowania kolejnego. To tzw. pokusa nadużycia. Trzeci argument sprowadza się do tego, że interwencja rządu zakłóca sposoby zarządzania ryzykiem wewnętrznym i zewnętrznym przez same firmy, a te sposoby mogą być tańsze.
Wszystkie te trzy argumenty wchodzą w grę zwłaszcza wtedy, gdy gwarancje mają charakter raczej ogólny niż szczegółowy. Gdy nie ma całkowitej pewności, co jest objęte gwarancją, a co nie, koszty takiego postępowania mogą być bardzo duże. Pokusa nadużycia może się poza tym nasilać: gdy firma jest w kłopotach, chciałaby, żeby były one na tyle poważne, iż pojawi się konieczność uratowania jej. Właśnie w konsekwencji źle określonych gwarancji działalność Fannie Mae i Freddie Mac okazała się taką katastrofą. Te instytucje – ani całkowicie prywatne, ani w pełni publiczne – miały taką przewagę konkurencyjną zarówno na rynku hipotecznych pożyczek mieszkaniowych, jak i na hurtowym rynku pieniężnym, że podpierając się gwarancjami rządowymi, nagromadziły gigantyczne zobowiązania – i w efekcie kosztują amerykańskich podatników miliardy dolarów.
Zakres wywołanych gwarancjami zakłóceń konkurencji bywa znaczny. Islandzkie banki w 2007 roku poprawiały sobie marny stan bilansów, oferując drobnym ciułaczom w Wielkiej Brytanii i w Niemczech większe niż gdzie indziej oprocentowanie depozytów. Dziś z takiej samej przewagi korzystają konglomeraty bankowe. Gdyby nie miały one gwarancji państwowych, co rozsądniejsi deponenci wybraliby zapewne banki o mniejszym zakresie działania. Te zakłócenia konkurencji odbijają się nie tylko na usługach detalicznych. Zasada „zbyt wieki, aby upaść” stanowi istotną barierę wejścia na rynek. Poza tym spójrzmy, co spotkało Warrena Buffeta: rating kredytowy jego dobrze prowadzonej firmy ubezpieczeniowej został obniżony, a jej główny rywal – upadła firma AIG – żyje z kredytów udzielanych przez budżet USA. W usługach finansowych zasadniczy mechanizm kontroli ryzyka stanowi samoregulacja w skali sektora. Monitorowanie i gwarantowanie transakcji można osiągnąć poprzez ustanowienie centralnego systemu rozliczeń operacji giełdowych, istotną rolę odgrywają w nim także firmy obracające instrumentami pochodnymi oraz inni pośrednicy.
Im większe są jednak rządowe gwarancje dla uczestników takich transakcji, tym mniejsza potrzeba samoregulacji. Najskuteczniejszą jednak formę kontroli stanowi dokładne badanie sytuacji partnera, z którym robi się interesy. Ta cecha zanikła w okresie do 2007 roku, co umożliwiło Lehman Brothers i innym bankom inwestycyjnym zadłużenie się na kwotę, która 40 razy przekraczała ich kapitał. To zaniechanie było wynikiem optymistycznego przekonania o skuteczności regulacji i ogólnych mechanizmów kontroli ryzyka, a także przejęcia przez państwo wielu tych mechanizmów i delegowania ogromnych uprawnień do agencji ratingowych. Miało to usprawnić działanie samoregulacji, w efekcie jednak doprowadziło do jej zaniku. Ten dokonany przed laty wybór będzie nas dużo kosztować.
Reklama