Wniesienia na pokład samolotu materiału wybuchowego wykazało słabość systemów bezpieczeństwa w lotnictwie. Chociaż od 11 września 2001r. sporo zrobiono. Teraz zaostrzono procedury, instaluje się nowe urządzenia. Linie lotnicze liczą koszty, bo wyjścia nie mają, mogą najwyżej przerzucić na pasażerów.

- Nasz system bezpieczeństwa nie zadziałał – przyznała amerykańska minister bezpieczeństwa wewnętrznego Janet Napolitano w telewizji NBC. - Nikogo to nie cieszy. Prowadzimy intensywny przegląd sytuacji - dodała. Prezydent Barack Obama zarządził kontrolę maszyn prześwietlających na lotniskach w USA, a senacka komisja ds. bezpieczeństwa kraju zapowiedziała przesłuchania po Nowym Roku. - Mieliśmy tym razem szczęście. Następnym już tak nie będzie. Dlatego system ochrony musi być wzmocniony - podkreśla przewodniczący, niezależny senator Joe Lieberman z Connecticut. Informuje, że Nigeryjczyk Abdulmutallab był na liście 550 tys. podejrzanych, a jego ojciec, b. prezes First Bank of Nigeria, Alhaji Umar Mutallab informował władze USA o związkach syna z Al-Kaidą.

>>> Polecamy: Polskie lotnictwo wychodzi z kryzysu obronną ręką

Nowe skanery

Ponieważ standardowe magnetometry nie wykrywają materiałów wybuchowych, Zarząd ds. Bezpieczeństwa Transportu (TSA) zdecydował zainstalować urządzenia pracujące na milimetrowych falach Roentgena, które to robią. W tej chwili funkcjonuje 40 takich maszyn na 19 lotniskach w USA. TSA zakupi kolejne 150 sztuk. Firmy produkujące, jak Smiths Group, Safran czy L-3 Communications Holdings Inc. już zacierają ręce, a ich akcje na giełdzie poszły w górę. Londyńska firma Smiths jest największym na świecie producentem skanerów lotniskowych. Z kolei francuski koncern Safran to lider w technologiach biometrycznych, jak odciski palców czy barwy tęczówki oka. Nowojorska L-3 dostarcza skanerów na lotniska.

Reklama

>>> Polecamy: Lotnictwo na świecie straci 9 mld dolarów

Zaostrzone bezpieczeństwo może zniechęcić do latania

Ugodzi to w linie lotnicze i branżę, która i tak ma straty po kryzysie, twierdzą niektórzy eksperci. Pasażerowie dla własnego dobra muszą jednak zachować cierpliwość, poddawać się badaniom maszyn, personelu, a nawet psów. Zaś ostatnią godzinę lotu na pokładzie samolotu spędzić wyłącznie w fotelach.



Wynikające z tego opóźnienia mogą zwłaszcza zniechęcić międzynarodowych pasażerów, którzy i tak wiele czasu tracą w tranzycie oraz wywrzeć piętno na krótkich z reguły podróżach w celach biznesowych, wskazują niektórzy analitycy. Robert Mann, lotniczy konsultant w firmie R.W. Mann & Company uważa, że przewoźnicy szczególnie muszą zwracać teraz uwagę na podróżujących w interesach, którzy wykupują droższe bilety i latają częściej niż zwykli pasażerowie. - Jeżeli przyjdzie czekać nawet 4 godziny, to podróżni biznesowi tego nie zniosą - ostrzega. - Mogą przestać latać w ogóle, albo będą wynajmować prywatne samoloty. Jedno i drugie oznacza straty dla biznesu związanego z rozkładem lotów - dodaje.

Najgorszy moment

Nowe reguły bezpieczeństwa weszły w życie w momencie, gdy większość amerykańskich linii zaczęła odczuwać powrót bogatych pasażerów, którzy wykupują najlepsze miejsca w samolotach. Delta Air Lines, które połączyły sie z Northwest Airlines w 2008 r., w połowie grudnia ogłosiły, że przychody za IV kwartał sugerują, iż 2010 r. będzie zdecydowanie lepszy. Delta, podobnie jak inne linie, poniosły straty z racji spadku ruchu spowodowanego recesją. Mniejsze zamówienia wielkich korporacji i firm wymogły ograniczenia w potencjale przewozowym i personelu. Amerykańscy przewoźnicy, którzy stracili w 2008 r. 23,6 mld dolarów, zwolnili samoloty i załogi, ale podnieśli ceny biletów, aby zaradzić mniejszemu popytowi i drożejącemu paliwu. Po nieudanym zamachu Air Canada doradziła udającym się do USA podróżnym, aby spodziewali sie opóźnień w lotach, ich odwołań i braku połączeń oraz zabierali tylko jedną sztukę bagażu. Ostrzegła, że nowe zasady TSA ograniczają poruszanie się po pokładzie w przestrzeni USA, co odbija się na poziomie obsługi.
Doszło do tego, że niektóre linie wyłączyły systemy rozrywki podróżnych na pokładach, w tym mapy pokazujące na ekranie trasę lotu.

Wyłączone laptopy zahamują ruch

Środki bezpieczeństwa raczej nie będą miały wpływu na zamknięcie kwartału, ale na pewno wycisną piętno na bilansach firm przewozowych w dłuższym okresie. Pasażerowie, którzy musieli pogodzić się znacznym wzrostem cen biletów w 2009 r., dodatkowo płacili za kontrolę bagażu i lepsze miejsca w samolocie. Teraz dojdą im dodatkowe koszty. Michael Boyd, prezes konsultingowej firmy lotniczej Boyd Group International uważa, że ograniczenia w używaniu laptopów podczas lotu zahamują krajowy ruch, zwłaszcza biznesowy. Joseph Schwieterman, prof. transport miejskiego w DePaul University twierdzi, że efekt regulacji bezpieczeństwa będzie raczej niewielki. – Na pewno wystąpi, ale nie wiemy jaki będzie miał zasięg - podkreśla. – Ponownie mamy kombinacje wzrostu cen paliwa i zagrożenia terroryzmem. To bardzo niekorzystna kombinacja - dodaje.

Wywrócone prognozy

Ostatnie wydarzenia mogą wywrócić bardziej optymistyczne prognozy IATA dla lotnictwa pasażerskiego na 2010 r. Ruch pasażerski po spadku o 4,1 proc. w 2009 r. ma wzrosnąć o 4,5 proc. w następnym. O ile straty przewoźników w 2009 r. wyniosły 11 mld dolarów, to w 2010 r. spadną do 5,6 mld dolarów. Przewoźnicy w Europie zanotują stratę 2,5 mld dolarów, o 1 mld mniej niż w 2009 r. Amerykańscy zaś zejdą z poziomu 3 mld dolarów do 2 mld w 2010 r., a w regionie Azji i Pacyfiku nawet z 3,4 mld dolarów do tylko 700 mln dolarów. Przewozy cargo po spadku o 15 proc. w 2009 r. wzrosną o 0,9 proc. w 2010 r. - Wychodzenie z recesji i silniejszy wzrost ekonomiczny, zwłaszcza na rynkach wschodzących, najpierw dały się odczuć w przewozach cargo, a w III kwartale w pasażerskich. Teraz wszystko może się zmienić - mówi Giovanni Bisignani, dyrektor generalny IATA.