MAŁGORZATA KWIATKOWSKA, MIROSŁAW KUK: Przed świętami odbyło się spotkanie KNF z bankami w sprawie rekomendacji T. Po spotkaniu słyszeliśmy od bankowców, że proponowane zapisy są przesadnie precyzyjne. Czy rzeczywiście rekomendacja będzie charakteryzowała się tak dużą szczegółowością?
STANISŁAW KLUZA
Jeśli rekomendacja ma być skuteczna, to musi być precyzyjna i mieć również wymiar ilościowy. Brak precyzji w zapisach dokumentu może być z punktu widzenia banków ryzykowny. Każdy bank działa w innym segmencie, ma inne podejście do ryzyka etc. i nieprecyzyjne zapisy rekomendacji mogłyby być różnie interpretowane. Konsultując projekt, spotykaliśmy się z szeroką reprezentacją sektora bankowego.
Reklama
A kiedy rekomendacja wejdzie w życie?
Prawdopodobnie będzie omawiana przez członków KNF na styczniowym posiedzeniu. Od komisji zależy, kiedy rekomendacja zostanie przyjęta. Banki dostaną czas na dostosowanie się do zaleceń – od kilku tygodni do kilkunastu miesięcy. Zakładamy, że rekomendacja powinna w pełni obowiązywać od 2011 roku.
Nie sądzi pan, że rynek kredytów przeszedł proces samoregulacji i taka rekomendacja nie jest już niezbędna?
Banki dopasowały się do nowej sytuacji na rynkach finansowych, jednak problemy mogą znów się pojawić w momencie, kiedy wróci dobra koniunktura. Projektowane zalecenia mają charakter antycykliczny. Rekomendacja porządkuje bardzo wiele obszarów i choć wiemy, że większość banków części z tych zaleceń już przestrzega, to jednak chcemy te najbardziej istotne sprawy ująć w jednym dokumencie.
To jakie będą główne zalecenia dla banków?

Chcemy uporządkować praktyki w zakresie zarządzania ryzykiem kredytowym. Chodzi zarówno o istniejący portfel kredytów dla gospodarstw domowych, jak i rzetelną ocenę wiarygodności kredytowej klienta. Naszym zdaniem na tę ostatnią kwestię trzeba jeszcze raz bankom zwrócić uwagę. Rekomendacja ma też wspierać akcję kredytową – chodzi o minimalizowanie problemu kredytów zagrożonych, o to, aby banki nie udzielały ryzykownych kredytów. Leży to także w interesie kredytobiorców. Dlatego też zalecamy m.in. regularne korzystanie z Biura Informacji Kredytowej.

>>> Polecamy: Od S do T czyli płacz nad rozlanym w bankach mlekiem



Kto nie dostanie kredytu po wdrożeniu rekomendacji?
Przeciętny klient w standardowych relacjach z bankiem praktycznie nie odczuje wdrożenia rekomendacji. Banki będą musiały więcej uwagi poświęcić na analizę sytuacji finansowej klienta, żeby sprawdzić, czy będzie w stanie spłacić kredyt. Kolejną kwestią jest sprawa zabezpieczeń – dla banku jest ona bardzo istotna, ale chcemy przypomnieć, że równie ważne są bieżące przepływy, a na to banki w ostatnich latach nie zawsze zwracały uwagę. Mogło dochodzić do sytuacji, w których klient dysponujący solidnym zabezpieczeniem kredytu nie miał z czego spłacać miesięcznych rat. Dodatkowo wycena zabezpieczeń może się zmieniać – z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w czasie ostatniego kryzysu. Co więcej, wyegzekwowanie zabezpieczenia nie jest wcale proste i wiąże się z kosztami dla banku.
Z punktu widzenia banku o wiele ważniejsza powinna być zdolność klienta do płacenia rat z bieżących dochodów. Celem rekomendacji jest ograniczenie zjawiska udzielania kredytów, które szybko zmienią się w kredyty zagrożone. Trzeba przy tym pamiętać nie tylko o znaczeniu regulacji dla jakości portfela kredytowego, ale też o społecznym aspekcie zapobiegania nadmiernemu zadłużeniu osób, które obciążone są zbyt wysokimi zobowiązaniami.
A czy wprowadzenie rekomendacji będzie skutkowało wzrostem kosztów kredytów konsumenckich?
Raczej powinno doprowadzić do spadku tych kosztów. Lepsze badanie zdolności kredytowej powinno skutkować mniejszym odsetkiem kredytów, które mają negatywny wpływ na jakość portfela. W dłuższej perspektywie doprowadzi to do poprawy rentowności banków, a to z kolei mogłoby przyczynić się do wzrostu konkurencji i spadku cen.
Ile banków spełnia już wymogi, które nałoży na nie rekomendacja T?
Rekomendacja w największym stopniu poprawi bezpieczeństwo banków aktywnie udzielających kredytów konsumenckich, bo ograniczy konkurowanie banków bezpieczeństwem kredytowania. Zresztą niektóre tradycyjne banki sygnalizują nam, że rozwiązania w rekomendacji T mogłyby być bardziej konserwatywne.
A co z kredytami walutowymi? Czy to, co obserwowaliśmy jesienią 2008 roku – błyskawiczne osłabienie złotego, nie jest dobrym powodem, by zastanowić się nad ograniczeniem dostępności kredytów walutowych?

Wiosną obserwowaliśmy znaczące ograniczenie w dostępie do walut dla polskich banków, wzrosły też ceny swapów walutowych – zwiększyło się ryzyko dla tych banków, które udzielały kredytów denominowanych w walutach. Wówczas podjęliśmy wiele działań, ograniczających ewentualne negatywne skutki dla klientów i banków. Wszystkie instytucje, które miały problem z pozyskiwaniem finansowania pod takie kredyty, dostały zalecenie zaprzestania ich udzielania.



Uważam, że dalej idąca reglamentacja tego rynku nie jest potrzebna – nadzór ustala reguły gry, ale nie może tworzyć ścisłego gorsetu. Gdybyśmy chcieli w ten sposób ustawić system, żaden bank nie byłby potrzebny, bo wszystko dałoby się załatwić przez jedną państwową instytucję. Tylko co wtedy z konkurencją? To banki udzielające kredytów walutowych odpowiadają za poziom ryzyka, które podejmują. W końcu zarabiają na zarządzaniu ryzykiem.
Jak będzie wyglądało zalecenie odnośnie do dywidend z zysku za rok 2009?
W czasach zawirowań banki powinny posiadać większe nadwyżki kapitału: dzięki temu ich odporność na zaburzenia jest wyższa. Dodatkowo kapitał jest potrzebny przy planowanej ekspansji banku. Tym bardziej, że wiele banków składa deklaracje dotyczące rozwoju działalności. Dlatego do kwestii dywidendy chcemy podejść bardzo indywidualnie.
Na pewno nie zgodzimy się na wypłatę dywidendy w bankach, w których prowadzone są programy naprawcze, występuje strata lub współczynnik wypłacalności oscyluje w okolicach ustawowego minimum. W tych przypadkach będziemy stanowczo korzystać z narzędzi prawnych umożliwiających egzekwowanie określonych działań od banków. Zresztą będzie co dzielić – według naszych wyliczeń sektor bankowy w 2009 roku zarobił ok. 10 mld zł. Zwrot na kapitale będzie jednym z najwyższych w Europie.
A rok 2010 będzie jeszcze lepszy?
Zależy to od wielu czynników związanych z rynkami finansowymi i sytuacją makroekonomiczną, głównie od poziomu bezrobocia i kondycji przedsiębiorstw. Podstawowym zagadnieniem przy prognozach dla sektora na przyszły rok jest poziom kredytów zagrożonych.

Moim zdaniem polski sektor bankowy znacząco poprawił w ostatnich latach sposób zarządzania portfelem kredytowym. Wzrost kredytów zagrożonych, który obserwujemy do tej pory i który na koniec roku nie powinien przekroczyć 8 proc. uważam za ograniczony. Z tej strony nie widzę zagrożenia dla bezpieczeństwa całego sektora bankowego. Udział kredytów zagrożonych może jeszcze nieznacznie wzrosnąć – będzie to opóźniony efekt spowolnienia gospodarczego i boomu kredytowego z okresu 2006–2008. Antycykliczne oddziaływanie rekomendacji T powinno jednak hamować pogarszanie jakości portfeli kredytowych w przyszłości.



Co z tematem dywizjonalizacji w Pekao? Czy KNF ma stanowisko w tej sprawie?
Zgodnie z polskim prawem odpowiedzialność za prowadzenie działalności bankowej spoczywa na zarządzie banku. Niezależnie od tego, jakiego hasła użyjemy – czy będzie to dywizjonalizacja, czy struktura horyzontalna, wertykalna – to jest to ciągle tylko hasło. Ważniejsze jest, jakie ma to przełożenia na działanie danego banku. KNF nie zaakceptuje takich zmian w nadzorowanych podmiotach, które naruszałyby przepisy prawa bankowego, podważając niezależność zarządu działającego w Polsce banku. Odnosząc się bezpośrednio do Pekao, trzeba powiedzieć, że sprawa ta wymaga bardzo rzetelnego wyjaśnienia i tym się zajmujemy.
Czy na przestrzeni ostatniego roku, w związku z kryzysem, KNF przeprowadziła więcej kontroli w bankach, więcej było zaleceń dla nich?
Rok 2009 był specyficznym okresem podwyższonego ryzyka w systemie. Częstotliwość czynności kontrolnych wynika z ponoszonego przez dany bank ryzyka. Zmierzamy do zwiększenia roli inspekcji problemowych ukierunkowanych na obszary zwiększonego ryzyka, zidentyfikowane m.in. w toku oceny nadzorczej. Każda kontrola jest jednak inna i wynika z innych przesłanek, ale zawsze jej wynikiem są zalecenia, które bank jest zobowiązany zrealizować.
Nie boi się pan, że zamieszanie z opcjami zastopuje rozwój rynku produktów finansowych?
Z naszych informacji wynika, że jest popyt na te produkty, choć znaczniej mniejszy niż w poprzednich latach. Instrumenty pochodne będą funkcjonowały na rynku jako zabezpieczenie przed ryzykiem walutowym, bo jeżeli są we właściwy sposób stosowane, nie generują ryzyka wysokiego dla przedsiębiorcy.
Czy nadzór już wie, jakie były przyczyny całego zamieszania?
Jedną z przyczyn zamieszania było niewprowadzenie w Polsce systemu MiFID.
A banki? Nie ma pan żadnych zastrzeżeń do praktyk sprzedażowych?
Na pewno zawiódł proces sprzedaży. Banki, niezależnie od poziomu wiedzy klienta, w pierwszej kolejności powinny proponować produkty proste, czyli np. forwardy i opcje, a nie złożone struktury. W niektórych przypadkach należałoby oczekiwać większej odpowiedzialności od banków. Trzeba jednak pamiętać o tym, że wielu z klientów nabywających struktury opcyjnie było graczami, którzy świadomie wybierali złożone produkty, licząc na szybki zysk, a nawet poprawę sytuacji finansowej firmy. Na rynku zawsze byli i będą spekulanci.
Nie można jednak generalizować – każdy przypadek był tutaj inny i w sporze „banki kontra firmy” nie ma strony, która powinna wziąć całą winę na siebie. Statystyki problemu wyglądają mniej więcej tak: ok. 70–80 proc. firm stosowało instrumenty pochodne zgodnie z ich przeznaczeniem, ok. 5–10 proc. stanowili przedsiębiorcy, którzy zawarli transakcje spekulacyjne, a pozostała grupa to spółki, które popadły w kłopoty z dwóch powodów: niewłaściwej polityki sprzedażowej banku (bank zaoferował zbyt złożony produkt) bądź z powodu wystąpienia czynników niezależnych (instrument był dobrany właściwie, nie było chęci spekulacji na rynku, ale np. spadł popyt na towar sprzedawany przez daną firmę i nie było spodziewanych przychodów w walucie).