Na publikacje makro trzeba było czekać do późnego popołudnia. Rynki oczywiście nie próżnowały i od rana dominował kolor zielony. Lokalne maksimum zostało ustanowione około godziny 14.00 czyli w czasie, gdy Amerykanie budzili się do życia. Wraz z nieco aktywniejszymi braćmi zza wielkiej wody mieliśmy do czynienia z cofnięciem. Odbicie rozpoczęło się tuż przed publikacjami makro.

Same dane były mieszane, ale ogólny wydźwięk był optymistyczny. Ważniejszy raport, czyli zamówienia w przemyśle, okazał się bowiem lepszy od prognoz. Publikacja mniej ważna, czyli indeks podpisanych umów kupna domów, była zdecydowanie gorsza od oczekiwań. W listopadzie bowiem wskaźnik zanurkował aż o 16 proc., ale trzeba pamiętać, że w owym czasie ważyły się losy ulgi dla osób kupujących swój pierwszy dom więc spadek można wytłumaczyć panującą wówczas niepewnością.

Publikacji makroekonomicznych nie wykorzystano do podciągnięcia rynku, który zamknął się nieco powyżej otwarcia. Sił na byczą końcówkę w pobliżu maksimów dnia więc nie było i niedźwiedzie mogą wykorzystać niezdecydowanie kupujących do kontrataku.

Na rynku walutowym złoty tylko z samego ranka szorował w okolicach wczorajszych minimów, które po raz kolejny okazały się barierą nie do przebicia. Z drugiej strony okolice 4,10 za euro powodują uaktywnienie się strony popytowej. Trend boczny trwa więc w najlepsze.

Reklama