MM: W wielu krajach strefy euro obecny kryzys spowodował albo wzrost bezrobocia, albo obniżki płac. Czy łatwo jest u nas dokonywać takich obniżek, czy raczej ze względu na prawo trzeba się liczyć z gwałtownym wzrostem bezrobocia w razie kryzysu?

Grzegorz Tchorek: Kraje, które posiadają autonomiczną politykę pieniężną, dysponują istotnym narzędziem absorpcji szoku, jakim są kurs walutowy i stopy procentowe. Jeśli rynek nie jest elastyczny – nie można zmniejszyć płac albo wymiaru godzin pracy – to prowadzi to do wzrostu bezrobocia. Jednak widzimy, że i w takim kraju jak Polska, gdzie jest płynny kurs walutowy, też obserwujemy wzrost bezrobocia. Nie wszystkie szoki płynny kurs wymiany jest w stanie łagodzić.

Na to, jak szybko można wprowadzić obniżki płac, ma wpływ m.in. skala zrzeszenia pracowników w związkach zawodowych. W Polsce w sektorze prywatnym jedynie ok. 6–7 proc. pracowników należy do związków, dlatego pracodawcy mają często większą siłę przebicia. Dostosowanie poziomu płac może też nastąpić drugim kanałem – zamiast obniżki płac, pracownicy mogą zgodzić się na pracę w większym wymiarze – bardziej wydajną. W ten sposób pracodawca otrzymuje więcej produktu za tę samą cenę.

Nowy: Dlaczego w strefie euro znaczenie elastycznych rynków pracy wzrośnie?

Reklama

Grzegorz Tchorek: Przystępując do unii walutowej, porzucamy krajową politykę pieniężną i kursową jako ważny element neutralizowania negatywnych zdarzeń, jakie mogą dotknąć gospodarki, np. w postaci globalnego kryzysu czy też znacznego spadku popytu na eksport danego kraju. Wówczas sprawniej muszą działać mechanizmy, które wspomagają politykę pieniężną, a więc polityka fiskalna oraz rynki pracy.

Chodzi przy tym nie tylko o powszechnie przywoływaną elastyczność płac, która w krótkim okresie jest na ogół mała, czy też mobilność ludzi, która jest ograniczona przywiązaniem do rodziny, brakiem dostatecznej bazy mieszkań pod wynajem, brakiem spójnego w skali Europy systemu socjalnego etc. Dla gospodarki ważniejsza może być tzw. Adaptacyjność, a więc właśnie zdolność dostosowania się do zmiennej sytuacji. Aby ją zwiększyć, musimy dbać o poziom wykształcenia i kwalifikacji, ale i postawy przedsiębiorczości, innowacyjności, otwartości i rozwiązywania złożonych interdyscyplinarnych problemów.

Qwalsky: Czy w innych krajach firmy oraz urzędy zatrudniały pracowników po to, aby pomogli przygotować się do przyjęcia euro i co się z nimi działo już po wprowadzeniu wspólnej waluty?

Grzegorz Tchorek: Z tego co wiem, to nie było specjalnych naborów związanych z przyjęciem euro. Zwykle odbywa się to w ramach posiadanych zasobów i przejściowo wzrasta obciążenie np. działów księgowości. Oznacza to, że pracownicy przedsiębiorstw mają po prostu więcej obowiązków w tym okresie. Z drugiej strony pośrednio widać angażowanie dodatkowych zasobów do kwestii związanych z euro. W jednostkach analitycznych powoływane są specjalne zespoły dla szacowania korzyści i kosztów związanych z procesem integracji walutowej. Jednak w przypadku biznesu zwykle są to dodatkowe zadania dla pracowników, raczej nie zwiększa się w tym celu etatów.

WujekJurek: Trzeba będzie dokonywać przeliczania na euro innych niż płace świadczeń, płaconych np. z budżetu państwa. Czy będą one zaokrąglane w dół, czy w górę – i jaki wzrost albo spadek wydatków to spowoduje?

Grzegorz Tchorek: Wszystkie świadczenia – niezależnie od tego, czy są to zobowiązania, czy przychody – będą przeliczane według tego samego kursu. Nie wiemy jeszcze, jakie będą decyzje legislacyjne co do tego, według jakich zasad zaokrąglać kwoty płatności. Niezależnie od tego zaokrąglenia nie mogą być znaczne, wobec czego nie powinny mieć wpływu na realną wartość dokonywanych płatności.

Pati: Jak wyglądało tempo wzrostu płac w innych krajach, które przyjęły euro – czy przy wspólnej walucie płace przestały rosnąć w takim tempie jak wcześniej, czy też przeciwnie – przyśpieszyły?

Grzegorz Tchorek: Niestety, w takich krajach jak Irlandia, Hiszpania, Portugalia, ale też i Włochy w krótkim okresie po przyjęciu euro płace rosły szybciej niż wydajność. Doprowadziło to w wielu krajach do szybkiego wzrostu inflacji. Zdrowym zjawiskiem byłby wzrost płac w tempie wzrostu wydajności pracy. Niestety, w wymienionych krajach „sztywność strukturalna” – ograniczenia prawne, administracyjne itp. – sprawiły, że ceny i płace rosły bardzo szybko i jednocześnie nie rosła wydajność pracy. Ceny i płace w dużym stopniu rosły też za sprawą boomu konsumpcyjnego i inwestycyjnego, jaki wystąpił tam po tym, jak te kraje dostały pieniądz po niskiej cenie (niskiej stopie procentowej).

Z drugiej strony w Niemczech były lata, kiedy realne płace spadały. To był efekt programów restrukturyzacyjnych gospodarki wynikających ze zjednoczenia, reakcji na spowolnienie gospodarcze lat 2001–2003, ale i przygotowań do euro. Jednostkowe koszty pracy w Niemczech spadały m.in. za sprawą outsourcingu, a właściwie offshoringu, czyli wysyłania pracy do innych krajów – do Polski, Czech czy Węgier.



Katia: Jak wygląda sprawa zaokrągleń kwot wypłacanych jako wynagrodzenia w innych państwach? Czy dokonywane były z zasady w górę, czy była tu pełna dowolność?

Grzegorz Tchorek: Były przypadki krajów, gdzie rzeczywiście drobne końcówki zaokrąglano w dół. Jednak niestety nie pamiętam teraz dokładnych przykładów.

zainteresowany: Setki tysięcy ludzi pracują obecnie za granicą. Skoro w wielu przypadkach nie będzie już różnic kursowych, na ile wycenia się oszczędności w przypadku kwot przesyłanych przez nich do kraju?

Grzegorz Tchorek: Funkcjonowanie różnych kursów może być kosztem, ale i zyskiem. Zarobiwszy we Francji czy Wielkiej Brytanii, możemy czekać z przesłaniem pieniędzy na dobrą okazję, kiedy tamtejsza waluta będzie więcej warta w stosunku do złotego. W skali makroekonomicznej eliminacja kosztów transakcyjnych daje oszczędności ok. 0,2-0,3 proc. PKB. Jednak te oszczędności, biorące się z likwidacji kosztów transakcyjnych i ubezpieczeń od ryzyka kursowego, dotyczą całej gospodarki.

NaaK: Skoro łatwiej będzie porównywać ceny, to także i zarobki. Czy wejście do strefy euro oznacza drugą wielką falę emigracji zarobkowej z Polski?

Grzegorz Tchorek: Myślę, że dzisiaj nie jesteśmy w stanie na to jednoznacznie odpowiedzieć. Równie dobrze może czekać nas fala powrotów. Obecnie obserwujemy proces wyrównywania się warunków społeczno-ekonomicznych między Polską a krajami wysoko rozwiniętymi – my się rozwijamy, a kraje strefy euro pogrążone są w głębokiej recesji. W Polsce również mamy teraz jedną walutę i różne zarobki w różnych regionach, a także i inne wskaźniki bezrobocia. Tak więc tendencja do wyrównywania się zarobków będzie postępować, ale różnice nie znikną. Im mniejsza będzie przestrzeń dzieląca nas od krajów obecnej strefy euro, tym mniej będzie powodów, by wyjeżdżać.

NaaK: Jak będzie wyglądało przesyłanie pieniędzy w okresie przejściowym? Czy jeśli pensja pracownika, liczona jeszcze w złotych, zostanie wysłana już po przyjęciu euro, w jakiej walucie ją otrzyma? Czy tego typu transfery będą obarczone jakąś dodatkową dopłatą?

Grzegorz Tchorek: W tym przypadku momentem przełomowym będzie prawdopodobnie sylwester, czyli noc z 31 grudnia na 1 stycznia i tu nie widzę okresu przejściowego (przy założeniu, że przystąpimy do strefy euro tak jak wszystkie kraje z początkiem roku kalendarzowego). Z „dniem euro” wszystkie należności zostaną przeliczone według szczelnie ustalonego kursu na walutę europejską.

zainteresowany: Czy koszty przelewów zagranicznych w bankach spadną, bo już nie trzeba będzie zamieniać walut, czy też w innych krajach bankowcy utrzymali wyższe opłaty?

Grzegorz Tchorek: Koszty przelewów od kilku lat zmniejszają się. Jest to skutkiem inicjatyw UE na rzecz pełnej integracji rynku finansowego, takich jak np. SEPA. Nie eksponowałbym tu kwestii euro jako decydującego czynnika. Euro może pośrednio wpłynąć na większą integrację naszego rynku finansowego z europejskim czy większą konkurencję pomiędzy instytucjami finansowymi.

Beata: Czy w innych krajach zdarzało się, że zmianę waluty wykorzystywano do zwolnienia niepotrzebnych albo uznanych za niepotrzebnych pracowników?

Grzegorz Tchorek: Jeśli spytamy dzisiaj właścicieli kantorów, co będą robili po wprowadzeniu euro, to będą mieli kłopot z odpowiedzią, bo ten rynek z naszego kraju się wyniesie. Również hurtowy obrót walutowy prawdopodobnie przeniesie się do dużych centrów finansowych. Dla pracowników tego sektora to będzie problem, o którym niespecjalnie się wspomina. Będą musieli się przekwalifikować. Wracamy więc do kwestii elastyczności i adaptacyjności.