Ministerstwo Skarbu Państwa chce sprzedać 20 mln akcji KGHM wartych bagatela - ponad 2 mld PLN. Pakiecik jest pokaźny i choć zapewne znajdzie nabywców bez większych problemów (przy tych cenach miedzi i srebra), to jednak widmo podaży tych akcji miało bezpośrednie i pośrednie przełożenie na spadek WIG20. Bezpośrednie, ponieważ wartość KGHM stopniała dziś o 4,5 proc. wpływając mocno na indeks, a stopniała, gdyż rynek wyszedł ze słusznego zapewne założenia, że nie z premią, lecz dyskontem do obecnej (to jest wczorajszej) ceny rynkowej akcje będą sprzedawane. Pośrednią, ponieważ inwestorzy doszli do - zapewne również słusznego - wniosku, że ściągnięcie 2 mld PLN do kasy ministerstwa oznacza ich bezpowrotne ściągnięcie z rynku wtórnego, zatem fundusze, choć w dużej mierze pewnie te zagraniczne niż krajowe, będą mieć mniej środków za zakup innych papierów. Tyle o lokalnych przyczynach dzisiejszego osunięcia.

Na świecie najważniejszym przesłaniem była zapowiedź wprowadzenia dalszych ograniczeń w dostępie do kredytu - głównie hipotecznego - w Chinach, gdzie bańka na rynku nieruchomości zaczyna irytować nawet włodarzy kraju. Ponieważ związek między dostępem do taniego, żeby nie powiedzieć darmowego, pieniądza z hossą na rynkach finansowych jest dla wielu inwestorów oczywisty, taka deklaracja nie mogła spotkać się z życzliwym przyjęciem inwestorów. Stąd mniejsze lub większe spadki indeksów w Europie Zachodniej (jednak mniejsze niż u nas). Od spadku rozpoczęły się także notowania w USA i to mimo, że cotygodniowa liczba wniosków o zasiłki dla bezrobotnych okazała się nieco niższa od oczekiwań.

Surowce dziś taniały. Ropa spadła o 0,5 proc., a złoto o 0,7 proc. Najmocniej przeceniono miedź - o 1,4 proc., ponieważ inwestorzy zastanawiają się czy zaostrzenie dostępu do kredytów może mieć wpływ na ograniczenie tempa budowy zapasów tego metalu przez Chiny. Nawiasem mówiąc, już wcześniej jednoczesny wzrost światowych zapasów miedzi i jej ceny dawał sporo do myślenia.

Po kilku słabszych dniach, dziś dolar cieszył się uznaniem inwestorów i zyskał 0,5 proc. wobec euro. U nas oznaczało to wzrost kursów walut, choć w niecodziennych okolicznościach, bowiem jednocześnie umacniały się obligacje, na co z kolei wpływ miała deklaracja ministra finansów o mniejszym niż zakładano deficycie budżetowym zrealizowanym w 2009 roku. Koniec końców - nie po raz pierwszy przecież - ważniejsze dla złotego okazały się czynniki globalne niż lokalne. Dolar podrożał o 1 proc. do 2,871 PLN, euro o 0,5 proc. do 4,113 PLN, a frank o 0,6 proc. do 2,78 PLN.