Rząd co kilka tygodni rozbraja inwestycyjną bombę. Najpierw była awantura z austriacką spółką Alpine Bau, która dramatycznie spóźniała się z budową odcinka autostrady A1.
Teraz ministerialnych negocjatorów czeka ciężka walka z hiszpańskim koncesjonariuszem 180-kilometrowego fragmentu A1 z Łodzi do Pyrzowic. Rozmowy będą trudne, bo dotyczą wielkich pieniędzy. Ponieważ na finiszu negocjacji z bankami wzrosły koszty udzielenia pożyczek, hiszpańskie koncerny będą domagały się ustępstw w podpisanej rok temu umowie koncesyjnej. Jakich? Można się tylko domyślać.

>>> Polecamy: Budowa 180 km autostrady A1 z Łodzi do Częstochowy może spalić na panewce

Na pewno armia prawników opłacanych przez Hiszpanów zrobi wszystko, aby problemy związane z budową autostrady wywołane przez kryzys wykorzystać do polepszenia warunków koncesji. Nie miejmy wątpliwości – za lepsze warunki dla konsorcjum zapłacą ostatecznie kierowcy. Nauczka z lekcji, jaką dadzą nam Hiszpanie, jest prosta: za pospolite ruszenie w inwestycjach drogowych, jakie fundowały nam kolejne rządy, trzeba zapłacić słoną cenę. Ponieważ zostaliśmy przyparci do muru, nie obejdzie się bez frycowego. Tak wielkie inwestycje autostradowe, jakie teraz realizuje Polska, trzeba było zacząć przed wieloma laty, nie odkładać ich na ostatnią chwilę.