WIG20 tracił po otwarciu i znalazł się na poziomie najniższym od tygodnia. Przez resztę sesji odrabiał straty, co wskazywałoby na siłę rynku, gdyby nie niezwykle skromne obroty.

Poranna przecena w Warszawie była przedłużeniem wczorajszych złych nastrojów, które dziś rano powtórzyły się w Azji. Inwestorzy na tym kontynencie zdają się nadal znajdować pod wpływem decyzji Banku Ludowego Chin, który podniósł stopy rezerwy obowiązkowej. Samo podniesienie stóp o 0,5 pkt proc. nie jest może tak dużym problemem, jak fakt, że podwyżka została dokonana wcześniej niż tego oczekiwano. I tym samym skłania do refleksji, czy aby czas utrzymywania nienaturalnie niskich stóp procentowych na całym świecie nie dobiega przypadkiem do końca. O słuszności kierunku tych rozważań inwestorów upewniły dwie wypowiedzi prominentów. Jeden z przedstawicieli Banku Anglii stwierdził, że stopy zostaną podniesione przed końcem roku, a szef Fed Filiadelfia stwierdził, że stopy wzrosną, kiedy gospodarka się ożywi. A mija przecież już rok, od kiedy stopy w Fed spadły do obecnych poziomów.

W dalszej części dnia nastroje poprawił lepszy niż oczekiwano raport Kraft Foods oraz rosnąca o 14,3 proc. liczba wniosków o kredyt hipoteczny w USA. Z kolei raport Moody's, w którym agencja skazała Grecję i Portugalię na "powolną śmierć", o ile rządy nie uczynią szybkich i niezbędnych kroków na rzecz poprawy sytuacji fiskalnej, przeszedł właściwie bez echa.

I właśnie siłą przyzwyczajenia do ignorowania złych informacji można wytłumaczyć 30-punktowy wzrost WIG20 od otwarcia do zakończenia notowań. W porównaniu do wczorajszej - spadkowej - sesji obroty spadły o jedną trzecią, wobec czego radość z tej obrony przed głębszą korektą nie może być pełna, bo wygląda na to, że rynek rósł tylko dlatego, że pozwolili na to sprzedający. Na innych rynkach nie było to już takie oczywiste, ponieważ większość indeksów giełd europejskich zanotowała dziś niewielkie straty, a i w USA, choć dzień zaczął się od zwyżki, to po kilkudziesięciu minutach indeksy przeszły na czerwoną stronę.

Złoty zyskiwał dziś rano i część komentatorów miała nawet nadzieję na bliski już atak na nowe szczyty, ale po południu inwestorom przeszła ochota do kupowania naszej waluty. Dwa banki - Pekao i Saxo - stwierdziły, że nie ma podstaw do dalszego umocnienia złotego, choć zapewne nie ich opinie spowodowały takie zachowanie rynku. Na koniec dnia euro kosztowało 4,064 PLN, czyli o 0,4 proc. mniej niż we wtorek. Tyle samo tracił też dolar (2,80 PLN), a frank staniał o 0,5 proc. (2,749 PLN). Rano ich kursy spadały o 2 proc.

Reklama

Ropa taniała dziś trzeci dzień z rzędu, kreśląc na dziennym wykresie rzadkiej urody formację trzech czarnych kruków. Kierowcy zainteresują się bardziej faktem, że po dwutygodniowej przerwie baryłka ropy znów warta jest mniej niż 80 dolarów (78,7 USD). Złoto potaniało dziś o 0,4 proc., a miedź przekornie podrożała o 0,3 proc.