W rzeczy samej od sesji z 4 stycznia WIG20 oddalił się na siedem punktów. Można nazwać to kontynuacją trendu wzrostowego, ale raczej nie wypada. Nadal indeksy pogrążone są w konsolidacji i choć jej przebieg jest lekko nachylony w górę, to na dobrą sprawę od końca sierpnia dzieje się niewiele, a cierpliwość inwestorów jest wystawiana na próbę - czekają bowiem na wybicie lub bardziej zdecydowane zakończenie trendu.

Dziś do tego wybicia teoretycznie dojść mogło. Początek sesji mieliśmy obiecujący, a indeksowi warszawskich blue chips zabrakło ledwie pięciu punktów do wyrównania szczytu 11-miesięcznej hossy, po tym jak dzień udanie zakończyły indeksy azjatyckie. Niemniej zabrakło, a ochota do kupowania akcji stopniowo przechodziła. Zwłaszcza po południu nie zabrakło rozczarowań. Liczono na wzrost sprzedaży detalicznej w USA o 0,5 proc. w porównaniu do listopada, tymczasem grudzień przyniósł jej spadek o 0,3 proc. (0,2 proc. bez samochodów). O 11 tys. wzrosła za to liczba wniosków o zasiłki dla bezrobotnych, choć tu dla odmiany oczekiwano niewielkiego spadku. Jednak mimo tych niekorzystnych liczb po początkowych wahaniach indeksy giełd nowojorskich wzrosły, a to za sprawą oddzielnego raportu Departamentu Handlu, który doniósł o 0,4 proc. wzroście zapasów w magazynach w listopadzie, co miałoby być zasługą zwiększonej produkcji. Ekonomiści oczekiwali wzrostu o 0,3 proc., jednak najważniejszy w tym wszystkim był 2-proc. wzrost sprzedaży hurtowej. Inwestorzy dopatrzyli się także pozytywnych stron spadku zapasów magazynowych do 1,28 miesiąca (z 1,3 miesiąca w październiku) oraz spadku zapasów w handlu detalicznym. Liczby te zapewniły nam umiarkowanie udaną końcówkę i odrobienie części wcześniejszych strat.

Na rynku złotego nieco zbyt triumfalnie ogłoszono niezwykłą siłę naszej waluty. Euro spadło co prawda w ciągu dnia poniżej poprzedniego dołka, ale pogłębiło go ledwie o sześć pipsów, po czym trend się odwrócił i na koniec dnia płacono za nie 4,05 PLN, czyli tyle samo co wczoraj. Dolar zakończył dzień w pobliżu 2,80 PLN, a frank spadł poniżej 2,74 PLN.

Ropa po błyskawicznym chłodzeniu rozgrzanych głów w ostatnich dniach, dziś utrzymała cenę tuż poniżej 80 dolarów za baryłkę. Złoto podrożało o 0,2 proc. do 1140 dolarów za uncję, ale jest wciąż o 10 dolarów tańsze niż jeszcze we wtorek rano. Miedź podrożała o 1 proc. i utrzymuje cenę w pobliżu szczytu obecnego trendu wzrostowego.

Reklama