Raport o sprzedaży detalicznej na pozór rozczarował, bo sprzedaż w grudniu (miesiącu świątecznej sprzedaży) spadła o 0,3 proc. (oczekiwano wzrostu o 0,5 proc.), Spadła też (o 0,2 proc.) składowa „bez samochodów”. Jednak pociechę czerpano z tego, że mocno w górę zweryfikowano dane z listopada (z 1,3 na 1,8 proc, i z 1,2 na 1,9 proc.). Trudno było uznać ten raport za bardzo zły. Mimo słabości w grudniu można było spokojnie twierdzić, że nic wielkiego się nie wydarzyło.

>>> Polecamy: Amerykanie zainwestowali w Polsce 20 mld dolarów. I chcą więcej

Tygodniowy raport o ilości nowych wniosków o zasiłek też specjalnie nie ucieszył. Zasiłków było więcej niż oczekiwano (444 tys.). Spadła jednak znowu średnia czterotygodniowa, czym gracze mogli się pocieszyć. Raport o cenach eksportu/importu niespecjalnie ma znaczenie, ale odnotujmy, że ceny importu bez ropy i eksportu bez żywności wzrosły o 0,5 proc. – więcej niż oczekiwano. Zdecydowanie pozytywny był raport o listopadowych zapasach w firmach. Jak pamiętamy zapasy w hurtowniach nieoczekiwanie wzrosły (przy wzroście dynamiki sprzedaży), więc i tutaj niespodzianką nie był to, że zapasy wzrosły o 0,4 proc. Wzrosła też sprzedaż (2 proc.) i spadł współczynnik zapasy/sprzedaż.

Rynek akcji niespecjalnie się danymi przejął. Owszem nieco taniały akcje niektórych spółek z sektora sprzedaży detalicznej. Jednak rosły ceny w sektorze wysokich technologii. Na przykład przed publikacją raportu kwartalnego rósł kurs Intela. Drożała też Oracle po wpisaniu przez Morgan Stanley na listę do zakupu. Drożało też sporo akcji w sektorze ochrony zdrowia po osiągnięciu porozumienia między związkami zawodowymi a Demokratami w sprawie opodatkowania programów ochrony zdrowia.

Reklama

Dobrze zachowywał się sektor finansowy, bo co prawda Barack Obama, prezydent USA w swoim wystąpieniu używał ostrych słów mających wyraźnie na celu zdobycie przychylności elektoratu, ale jego propozycje opodatkowania banków nie były zbyt dotkliwe. Owszem, około 50 dużych instytucji finansowych miałoby zapłacić 90 mld USD w ciągu 10 lat, ale to przecież są dla nich grosze. Można nawet powiedzieć, że wystąpienie zostało przyjęte z ulgą.

Indeksy wahały się, ale praktycznie przez cały dzień utrzymywały się nad kreską. Jak widać niedźwiedzie nie wykorzystały nadarzającej się okazji (słabej, bo słabej, ale jednak jakiejś). Nie udało im się zepchnąć indeksów. Rynek jest nadal w szampańskim nastroju i nie boi się niczego. W dalszym ciągu jednak uważam, że takie samozadowolenie na tych poziomach jest dopraszaniem się korekty.

GPW rozpoczęła czwartkową sesję oczekiwanym wzrostem indeksów. Był on jednak stosunkowo nieduży, bo gracze wiedzieli, że czeka ich jeszcze w ciągu dnia wiele wydarzeń. Właściwie od początku sesji indeksy powoli się osuwały. Dość szybko rynek po prostu wszedł w fazę stabilizacji, a po południu indeks nawet spadł poniżej poziomu środowego zamknięcia. Jednym z powodów była informacja o wzroście dynamiki spadku przychodów TP SA w czwartym kwartale 2009. GPW znowu zachowywała się gorzej niż indeksy na Węgrzech, czy w Czechach (wzrosły po ponad jeden procent). Potem już nawet słabe dane z USA pogarszały sytuację jedynie nieznacznie, bo gracze zobaczyli, że Europejczycy nie bardzo chcą na nie reagować. Sesję zakończyliśmy kosmetycznym spadkiem, ale zachowanie rynku sygnalizowało, że gracze bardzo się czegoś boją. Najpewniej korekty na rynkach światowych, która bardzo się już im należy. Tyle tylko, że nie bardzo chcą ją rozpocząć.