W minionym tygodniu instytucje finansowe dowiedziały się, że administracja Obamy nałoży na nie opłatę ustalaną na podstawie stopnia uzależnienia ich działalności od papierów komercyjnych i obligacji hurtowych.

Danina na 90 mld dol.

Można to nazwać podatkiem, daniną czy wręcz „haraczem” za błędy, które przyczyniły się do wepchnięcia gospodarek na całym świecie w głęboki kryzys finansowy. Oficjalnie Biały Dom używa terminu opłata z tytułu odpowiedzialności finansowej za kryzys. Spodziewa się z tego tytułu wpływów rzędu 90 mld dol. rocznie przez najbliższe dziesięć lat.
Reklama
Analitycy przewidują, że największe banki w USA: Bank of America, JPMorgan Chase, Citigroup i Goldman Sachs, będą musiały zapłacić w tym roku po ponad miliard dolarów. Administracja zapowiedziała, że 60 proc. łącznych wpływów, uzyskanych w okresie realizacji programu, ma pochodzić z 10 największych spółek z sektora usług finansowych.
Prawdopodobnie niewiele firm tej wielkości – by wymienić choćby Wells Fargo i PNC Financial Services, banki komercyjne, Morgan Stanley, europejskich kredytodawców Deutsche Bank i Credit Suisse czy instytucje niefinansowe, takie jak GE Capital (oddział General Electric) – uniknie nowego myta. Nie zapominajmy też o AIG – kulejącej instytucji ubezpieczeniowej, nadal pozostającej pod kontrolą rządu: ona także zapłaci.
Biały Dom ujawnił szczegóły planu na kilka dni przed zapowiedzianymi przez wielu z tych kredytodawców terminami publikacji ostatecznych rocznych wyników. Prezydent Barack Obama nie ukrywa, że nie jest to przypadkowa zbieżność.
– Uważam za swój obowiązek wyegzekwować co do centa wierzytelności Amerykanów – powiedział.
– Sprawozdania, mówiące o olbrzymich zyskach i nieprzyzwoitych premiach za wyniki w firmach, zawdzięczających przetrwanie obywatelom USA – ludziom, których nikt nie wyciągnął z tarapatów i którzy nadal odczuwają naprawdę boleśnie skutki obecnej recesji – umacniają mnie w tym zamiarze.
Citigroup, Goldman, Bank of America, Morgan Stanley i inne mają podać swoje wyniki w tym tygodniu. Inwestorzy i analitycy zgodnie przewidują, że dla wielu z tych kredytodawców był to urodzajny rok – zwłaszcza w dziedzinach działalności, związanych z odżywającymi rynkami kapitałowymi.
Dzięki szybkiej rekonwalescencji Wall Street wielu bankowców i maklerów zebrało żniwo w postaci premii za wyniki, bliskich tym, jakie zarabiali przed kryzysem, w latach koniunktury.

Spadną zyski

Analitycy przewidują, że planowana opłata obniży zyski banków. Niektóre banki mogą pokusić się o przeniesienie jej na klientów, poprzez ograniczenie akcji kredytowej lub podwyższenie cen.
Betsy Graseck, analityk z Morgan Stanley, w notatce do klientów oszacowała, że opłata obniżyłaby zysk na akcję w całym sektorze bankowym o około 5 proc. w tym roku i o dalsze 3 proc. w 2012 roku. Zaznaczyła też, że w związku z nałożeniem opłaty może skorygować w dół szacunki notowań akcji banków o około 4 proc.
– Gdyby banki ograniczyły wielkość kredytu dla zrównoważenia tego obciążenia, rezultatem byłby spadek wielkości kredytu o około 4 proc. – dodała.
Według analityków z CreditSights, najwyższe opłaty grożą Bank of America i JPMorgan. W przypadku BofA w grę może wchodzić 1,9 mld dol. rocznie. Analitycy przewidują, że taki koszt obniży zysk na jedną akcję o około 16 proc. W przypadku JPMorgan roczna opłata w wysokości 1,9 mld dol. zredukowałaby zysk o 9 proc.
CreditSights szacuje, że w przypadku Citigroup opłata może wynieść 1,7 mld dol. – niemal 1/3 spodziewanego zysku. Także i Goldman, i Morgan Stanley mogą dostać rachunek na ponad 1 mld dol. każdy.
W środę szefowie niektórych z największych amerykańskich banków składali wyjaśnienia przed komisją śledczą ds. kryzysu finansowego – ponadpartyjnym organem, któremu Kongres zlecił ustalenie przyczyn niemal śmiertelnego w skutkach kryzysu systemu finansowego – i podzielenie winy.

Koszty ratowania systemu

Podczas środowego przesłuchania zeznający kierownicy przyznali, że banki dopuściły do nadmiernego obciążenia bilansów ryzykiem. Biały Dom oznajmił, że zamierza uzyskać z opłat 90 mld dol. wpływów w ciągu najbliższych dziesięciu lat (a 112 mld dol. w ciągu 12 lat) na pokrycie kosztów związanych z programem ratowania zagrożonych aktywów.
– Na dziś sytuacja wygląda tak, że waszyngtoński establishment wyraźnie przeznacza amerykańskiemu sektorowi bankowemu rolę worka treningowego – twierdzi CreditSights.