Pod koniec 2009 roku premier zapowiedział, że rząd nie podwyższy składki na NFZ. Przyznał, że pieniędzy dla szpitali jest za mało, a pacjenci często czekają w kolejkach.
Zdaniem szefa rządu nie jest to jednak powód, aby zwiększać nakłady na lecznictwo, ale lepiej wydawać te pieniądze, które są. Ma temu służyć przekształcanie szpitali w spółki.
Stanowisko to wydaje się, na pozór, rozsądne i uczciwe. Jednak po bliższym przyjrzeniu się sprawie, nie jest to już tak oczywiste. Polska od lat zajmuje jedno z ostatnich miejsc wśród krajów OECD, jeśli chodzi o nakłady publiczne na zdrowie, mając przy tym niezwykle szeroki zakres świadczeń gwarantowanych. Przysługuje im bezpłatnie niemal nieograniczone leczenie, co powoduje, że niemożliwe jest zbilansowanie nakładów z wydatkami, nawet gdyby nakłady te były znacznie wyższe. Dlatego NFZ musi limitować świadczenia (co powoduje kolejki) oraz zaniżać ich ceny. Zachowuje się więc trochę jak zbój, który przychodzi do sklepu, wybiera dowolne towary w dowolnej ilości i płaci tyle, ile chce, a szpitale co roku muszą zdać się całkowicie na jego łaskę. Czy dziwi więc fakt, że samorządy nie śpieszą się, by przekształcać szpitale w spółki i brać całkowitą odpowiedzialności za ich byt?
Premier i politycy traktują nakłady publiczne na lecznictwo jak pomoc społeczną dla pracowników służby zdrowia lub jak dopłaty do przedsiębiorstw rynkowych. Zapewne stąd bierze się jego protekcjonalny ton, gdy stwierdza, że zadaniem rządu nie jest uleganie każdemu tego typu naciskowi czy lamentom, tylko racjonalne wydawanie publicznych pieniędzy. Tymczasem publiczne nakłady na ochronę zdrowia są wypełnieniem zobowiązania państwa wobec obywateli, które gwarantuje każdemu bezpłatne leczenie. Konsekwencją tego są zobowiązania finansowe NFZ wobec szpitali i innych ZOZ. Racjonalnym zachowaniem rządu w takim przypadku nie jest uciekanie od wypełnienia przyjętych zobowiązań, ale dostosowanie do możliwości finansów publicznych. Narzędziem do tego jest tzw. koszyk świadczeń gwarantowanych. Skoro nie można zwiększyć nakładów publicznych na lecznictwo, należało dopasować do nich zawartość koszyka. To jednak spowodowałoby konieczność wprowadzenia dopłat do niektórych świadczeń, ale rząd tego nie zrobi przed wyborami.
I nie usprawiedliwia go fakt, że podobnie postępowały poprzednie rządy.
Reklama