Pierwsze godziny handlu charakteryzowały się spokojnym wyczekiwaniem na wyniki Citigroup, które miały być opublikowane o godzinie 14.00. Rynek tylko nieco się skorygował przed publikacją wskaźnika ZEW, który okazał się gorszy od prognoz. Potem zapanował marazm do momentu publikacji raportu. Wynik spółki okazał się zgodny z prognozami, na co Warszawa zareagowała spadkiem. Gdy jednak okazało się, że wychyliliśmy się nieco przed szereg nastąpił odwrót niedźwiedzi.

Żadnego znaczenia dla rynku nie miały polskie dane, ale warto o nich wspomnieć. Otóż wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw okazały się wyższe niż tego oczekiwano, ale wpływ na to miały z pewnością przesunięcia wielu wypłat z ostatniego miesiąca 2008 roku na początek 2009, tak by pracownicy skorzystali z obniżek stawek podatku dochodowego. Dane o zatrudnieniu były o 1,8 proc. gorsze niż rok temu, co było zgodne z prognozami. Warto tutaj podkreślić, że wzrósł realny fundusz płac, co jest pozytywnym sygnałem. Problem polega jednak na tym, że na początku tego roku możemy ponownie zobaczyć spadek tego funduszu.

Wracają jednak do parkietu. Końcówkę sesji można streścić jako powrót byków do gry. Kupujący zostali tak onieśmieleni dobrymi nastrojami za wielką wodą, że główny indeks z łatwością podjechał pod górną granicę kreślonej konsolidacji, a nawet nieco ją przebił. Wszystko zostało więc przygotowane pod kontynuacje wybicia w kierunku północnym, którą możemy zobaczyć już jutro. Wszystko leży oczywiście w rękach Wall Street. Jeżeli Amerykanie utrzymają swój optymizm to niedźwiedzie będą musiały pogodzić się z faktem nowych rekordów zwyżki.

Na rynku walutowym złoty dzień rozpoczął od ataku na psychologiczny poziom 4 złotych za euro, którego przebić się nie udało. Do godziny 14.00 trwało korekcyjne odbicie, które zakończyli Amerykanie ze swoim optymizmem. Jeżeli dobre nastroje się utrzymają to bariera 4 złotych może paść już w tym tygodniu.

Reklama