Chińskie firmy coraz chętniej sięgają po pieniądze inwestorów, przekształcając część swoich biznesów w odrębne spółki i wprowadzając je na giełdę. Tymczasem Japończycy chcą zakazać takich działań na swoim rynku.
Moda na debiuty specjalnie wydzielonych części firm zapanowała wśród chińskich spółek internetowych. W ubiegłym roku wprowadziły na amerykański Nasdaq kilka takich firm. Ich oferty były w sumie warte niemal 1,5 mld dol.
Sygnał do wchodzenia na rynek w USA dała udana oferta Changyou, kontrolowanego przez Sohu.com Inc., chiński portal internetowy. Changyou zadebiutowało na początku kwietnia. Od tamtej pory kurs akcji spółki wzrósł o 78,5 proc. W tym czasie indeks Nasdaq zyskał 44,8 proc.

>>> CZYTAJ TEŻ: Są chętni na wszystkie akcje Rusala oferowane w Hongkongu

Inwestorzy, którzy kupili akcje w kolejnych ofertach chińskich spółek, nie mieli tyle szczęścia. Śladem Changyou poszły: CDC Software wydzielona z CDC Corp., której akcje od debiutu spadły o 12,5 proc., China Real Estate Information, stworzona z połączenia części spółek E-House i Sina Corp., która straciła 18,9 proc. oraz Shanda Games zajmująca się grami internetowymi wydzielona z Shanda Interactive Entertainments, której papiery spadły o 19,3 proc.
Reklama
W zupełnie innymi kierunku może za to pójść Japonia. Tsutomu Okubo, przedstawiciel rządzącej Demokratycznej Partii Japonii, zapowiedział, że planowane jest przygotowanie przepisów, które zabronią wprowadzania na giełdę spółek zależnych przez firmy już notowane. Te, których spółki córki już są w obrocie, powinny akcje sprzedać, albo wykupić papiery od pozostałych akcjonariuszy. Nowe przepisy miałyby chronić inwestorów mniejszościowych.

>>> CZYTAJ TEŻ: Sfrustrowane zagraniczne firmy zmieniają postawę wobec Chin

Atsushi Saito, szef tokijskiej giełdy, szacuje, że w takim wypadku ok. 400 notowanych obecnie spółek powinno połączyć się ze spółkami matkami. Choć nie jest zwolennikiem zmuszania firm do łączenia się, zachęca je do podjęcia takich kroków.