Wczoraj wyniki podawały aż cztery duże banki – Bank of America, Wells Fargo, Morgan Stanley oraz Bank of New York Mellon. Dwa z nich (Bank of America, strata 60c na akcję; Morgan Stanley, zysk 14c na akcję, przy oczekiwaniach aż 42c) rozczarowały, dwa (Wells Fargo, zysk 8c; BoNYM zysk 59c) podały lepsze wyniki, ale poza Morgan Stanley odchylenia od oczekiwań nie były tak znaczące, aby w zdecydowany sposób wpłynąć na rynek. Banki w czwartym kwartale solidarnie ponosiły koszty wyjścia z programu TARP (pomoc rządowa) i nadal spore koszty odpisów z tytułu rezerw na kredyty dla gospodarstw domowych (zwłaszcza BoA), choć rezerwy te były już niższe niż w poprzednich kwartałach. Z kolei wyniki Morgan Stanley ucierpiały w wyniku defensywnej strategii, którą bank przyjął w obliczu kryzysu, co ostatecznie zadecydowało o odwołaniu Johna Macka (legendarnej postaci w banku i na całym Wall Street) z funkcji prezesa. Wyniki zdają się sugerować, że banki są w dobrej pozycji do zwiększania zyskowności wraz z przyspieszającym ożywieniem, jednak wczoraj było to za mało, aby przekonać inwestorów do kupna ich akcji.

Podobne wrażenie pozostawiły nocne publikacje z chińskiej gospodarki. PKB za miniony kwartał wzrósł nieco szybciej niż oczekiwano (10,7% w skali roku wobec oczekiwanych 10,5%), ale grudniowa produkcja była już słabsza (18,5% wobec 19,8%). Największą niespodzianką były dane na temat cen. Znacznie przyspieszyła inflacja – zarówno konsumencka (1,9% wobec oczekiwanych 1,5% i 0,6% w listopadzie), jak i producencka (1,7% wobec oczekiwanych 0,7% i -2,1% w listopadzie). To może oznaczać, iż chińskie władze monetarne będą w jeszcze szybszym tempie zacieśniać politykę monetarną, co nie będzie dobrą wiadomością dla aktywów pro cyklicznych (akcje, surowce, waluty rynków wschodzących). Reakcja globalnych rynków na dane była mieszana. Kontrakty na amerykańskie akcje początkowo zareagowały umiarkowanie pozytywnie, ale szybko tę reakcję zniwelowały. Dane przyczyniły się do niewielkiego umocnienia dolara amerykańskiego i głównie z tego tytułu mieliśmy również niewielki spadek na AUDUSD, gdzie byki mają coraz bledsze perspektywy na powrót do testu oporu na 0,9330. Najwięcej mówi chyba reakcja chińskiego rynku akcji. Po początkowym wzroście (prawdopodobnie w reakcji na PKB) mamy wyraźne odwrócenie, prowadzące do przełamania wsparcia na poziomie 12150 pkt., co może wzmocnić stronę sprzedającą i poprowadzić nawet do korekty do poziomu 11070 pkt.

Tak negatywnych sygnałów nie mamy jeszcze w notowaniach amerykańskich kontraktów na S&P500, gdzie wczoraj podczas sesji na Wall Street dominowali sprzedający. Na wykresie rysuje nam się coraz bardzie widoczny przedział konsolidacji, choć należy zwrócić uwagę na specyficzne zachowanie rynku w okolicach wsparcia (1125-1128 pkt.). Obrony tego poziomu, choć dość konsekwentne, wyglądają początkowo jak wybicia, które po chwili są negowane, co nie jest częstą sytuacją w przypadku konsolidacji (częściej kanał zawęża się, lub jest w miarę stabilny). Podobnie było wczoraj po otwarciu rynków w USA. Ostateczna obrona wsparcia pozostawia przed rynkami akcji szeroki wachlarz możliwości, choć „chiński czynnik” będzie kulą u nogi giełdowych byków.

Znacznie bardziej klarowną sytuację mamy w notowaniach EURUSD. Po wybiciu wsparć na poziomie 1,4260 i 1,4218 notowania kontynuowały zniżkę, potwierdzając, iż umocnienie euro z przełomu roku było odreagowaniem grudniowych spadków. Ważnym wydarzeniem w trakcie wczorajszych notowań było odwrócenie się rynku spod poziomu 1,4218, czyli klasyczna zamiana wsparcia w opór. Dla inwestorów, którzy nie zajęli pozycji wcześniej (wybicie 1,4218 było raczej niezdecydowane), mogło to być zachętą do opowiedzenia się po krótkiej stronie rynku. Zniesienie Fibo na poziomie 1,4118 nie było przeszkodą dla niedźwiedzi, co oznacza, że rynek może zatrzymać się dopiero na poziomie 1,40. Sytuacji w krótkim terminie zdaje się nie zmieniać fakt, iż aktualnie czynniki fundamentalne nie przemawiają specjalnie za umocnieniem amerykańskiej waluty.

Reklama

W dniu dzisiejszym czekają nas kolejne istotne wyniki. Przed sesją poda je Goldman Sachs (godz. 14.00, oczekiwany zysk na akcję 5,24 USD), po sesji zaś Google (oczekiwany zysk na akcję 6,43 USD). Wyniki Goldmana może nie mają już tak istotnego znaczenia jak w minionym roku, kiedy były one niejako barometrem sytuacji na rynkach finansowych, jednak ich wpływ na notowania ciągle może być niebagatelny. Inwestorzy mają spore oczekiwania również wobec wyników Googla, który powinien był zyskiwać m.in. na rosnącej sprzedaży Internetowej i ożywieniu rynku reklam w sieci.

W cieniu tych wyników będą dane z USA, tj. tygodniowe dane z rynku pracy (14.30, konsensus 441 tys. nowych bezrobotnych) oraz indeks aktywności w rejonie Filadelfii (16.00, konsensus 18,2 pkt.). W Polsce o godzinie 14.00 podane będą dane o produkcji przemysłowej (konsensus +11% R/R, nasza prognoza 10,2%), PPI (konsensus +2,2%, nasza prognoza +2,3%) i inflacji bazowej (nasza prognoza 2,5%). Przy sporym odchyleniu dynamiki produkcji od konsensusu dane mogą mieć pewien wpływ na notowania złotego, jednak inwestorzy będą przede wszystkim wypatrywać reakcji rynków globalnych na publikowane jednocześnie wyniki banku Goldman Sachs.