Czwartek na GPW nie był już tak neutralny jak środowa sesja. Co prawda z początku byki niewiele robiły sobie z wczorajszej przeceny w USA, ale nie trzeba było długo czekać żeby podaż przystąpiła do działania i zepchnęła WIG20 w okolice wtorkowych minimów.

Wśród największych najsłabiej prezentował się Lotos, którego kurs dołował po informacji, że Skarb Państwa szuka chętnych na 10 proc. akcji spółki. Inwestorzy nie znając wyników oferty ani ceny szybko pozbywali się udziałów, co doprowadziło do 3 proc. spadku kursu. Jutro te „niedopowiedzenia” mają zniknąć, co powinno wyjaśnić sytuację.

Poranny spadek sprawił, że rynek znalazł się w dość nieprzyjemnym miejscu podczas oczekiwania na wyniki Goldman Sachs. Ta informacja miała być punktem zwrotnym dnia, ale jak zwykle w takich przypadkach okazała się tylko wystrzałem z kapiszona. Bank oczywiście przebił oczekiwania, ale ponadto osiągnął rekordowy w swojej historii wynik zyskując aż 8,2 dolara na akcję, a więc prawie 5 mld dolarów w czwartym kwartale 2009. Efekt? Rynki nie zareagowały, a kurs banku w Stanach spadał o 3 proc. Logiki w tym niezbyt wiele, ale jak widać nawet super wyniki nie muszą generować wzrostów.

Dzień wypełniły też dane makro. Z lokalnego rynku opisującego stan polskiej gospodarki najważniejsza była wielkość produkcji przemysłowej, która w ujęciu rocznym wzrosła o 7,4 proc. Prognozy mówiły o co najmniej 11 proc. zwyżce, więc widać, że przemysł nie jest aż tak silny jak się oczekuje. W ujęciu średnioterminowym to nawet dobrze, bo powstrzyma oczekiwania ekonomistów, które zaczynają już być hurra-optymistyczne.

Gorsze dane mieliśmy także ze Stanów. Tygodniowa liczba nowych bezrobotnych urosła do 482 tysięcy, choć tu negatywny wzrost wynika bardziej z administracyjnego okresu urlopów w końcówce ubiegłego i na początku nowego roku, niż z pobudek ekonomicznych. Znacznie groźniejszy jest natomiast kolejny wzrost liczby osób nieklasyfikujących się do standardowego zasiłku, ale pobierających dodatki uchwalone na czas kryzysu (tzw. extended benefits). Ta grupa już liczy niemal 6 mln osób i ciągle rośnie. Jak skończą się programy stymulacyjne to ich sytuacja gwałtownie się pogorszy. Na sam koniec dnia rynki dostały jeszcze słabszy od oczekiwań indeks Fed z Filadelfii oraz lepszy wskaźnik Conference Board. Żaden z nich nie wpłyną na nastroje, bo zmiany, w stosunku do oczekiwań, były niewielkie.

Reklama

Zakończenie spadkiem WIG20 o 0,8 proc. dokonało się na sporym obrocie, ale odsunęło nas od szczytu o kilkanaście punktów. To wciąż za mało by definitywnie mówić o pewnych dalszych spadkach, ale wystarczająco aby powiększyć istniejące zagrożenie odbicia się od oporu. W tej chwili rynek ma 30 pkt. do szczytów i tyle samo do dolnego ograniczenia styczniowej konsolidacji. Ostatnie dna dni wskazują na przewagę podaży, jednak jedna lepsza sesja może wciąż ten układ diametralnie zmienić.