W przemówieniu w Newseum w Waszyngtonie w czwartek szefowa amerykańskiej dyplomacji zaapelowała też do Chin, aby ogłosiły potem wyniki tego dochodzenia. "Oczekujemy, że władze chińskie przeprowadzą drobiazgowe śledztwo w sprawie ingerencji w cyberprzestrzeni. Spodziewamy się również, że śledztwo i jego rezultaty będą transparentne" - oświadczyła. Clinton skrytykowała cenzurowanie materiałów w internecie i powiedziała, że firmy internetowe, takie jak Google, nie powinny zezwalać na takie politycznie motywowane praktyki.

>>> Polecamy: To rząd Chin przeprowadził cyberataki na Google

"Kraje, które ograniczają wolny dostęp do informacji lub naruszają prawa użytkowników internetu, ryzykują, że odseparują się od postępu. Kraje lub osoby, które podejmują ataki na sieć komputerową, powinny spotkać się z konsekwencjami i międzynarodowym potępieniem" - powiedziała. Sekretarz stanu wymieniła Chiny wśród krajów, w których - jak powiedziała - "nasiliły się groźby dla swobodnego przepływu informacji". Wspomniała o takich krajach jak Tunezja, Egipt, Uzbekistan i Wietnam.

Dyrekcja Google oświadczyła 12 stycznia, że hakerzy usiłowali infiltrować kody jego programów i rachunki e-mailowe chińskich działaczy obrony praw człowieka. Firma zagroziła, że wycofa się z Chin, jeżeli rząd tego kraju nie rozluźni cenzury w sieci. Google wszedł na chiński rynek w 2006 r. Firmę krytykowano wtedy, że zgodziła się na zablokowanie stron internetowych odnoszących się do polityki, np. informujących i komentujących takie wydarzenia jak masakra na placu Tiananmen i kwestię Tybetu.

Reklama

Chiny są niezwykle lukratywnym rynkiem dla Google - z internetu korzysta tam około 350 milionów ludzi, więcej niż w jakimkolwiek innym kraju. Tymczasem w USA pięciu senatorów wezwało Hillary Clinton do zwolnienia funduszy wyasygnowanych przez Kongres - 45 milionów dolarów - na pomoc dla osób usiłujących omijać restrykcje polityczne na swobodny przepływ informacji w internecie.