Wyniki Goldman Sachs to jak do tej pory największe pozytywne zaskoczenie dla rynku. Bank zarobił na 8,20 USD na jedną akcję, podczas gdy rynek oczekiwał 5,24 USD. Tak dobre wyniki to splot kilku czynników. Po pierwsze, bank nadal wykorzystuje mniejszą konkurencję na rynku usług brokerskich. Po drugie, dobre wyniki przyniosły inwestycje na własny rachunek. Po trzecie wreszcie, choć koszty osobowe uważane są (zwłaszcza na tzw. mainstreet) za horrendalnie wysokie, w 2009 roku były o 4 mld USD niższe niż w roku 2007. Z kolei Google, które zaraportowało zysk na akcję na poziomie 6,79 USD (oczekiwano 6,43 USD) korzysta na wzroście wydatków przez Internet, jak i na powolnym odbudowywaniu się popytu na reklamy w sieci. Spółka jest bardzo optymistyczna co do perspektyw na bieżący rok. Zatrudnienie rosło już (o 200 osób) w zakończonym kwartale, a szefostwo spółki zapowiedziało „agresywne zatrudnianie” w tym roku.

Pomimo tak dobrych informacji ze spółek, wczoraj na rynkach akcji zdecydowanie przeważali sprzedający. Tym samym rozstrzygnięty został kanał konsolidacji na kontraktach na S&P500 i przybrał formę potrójnego szczytu (o tej ewentualności pisaliśmy w poprzednich komentarzach porannych). Tym razem wsparcie w okolicach 1125-1128 pkt. zostało przełamane w sposób zdecydowany (można by powiedzieć – do trzech razy sztuka) i rynek zszedł od razu do kolejnego wsparcia na poziomie 1110 pkt., które zatrzymało spadki podczas sesji w USA. Choć w nocnym handlu notowania kontraktów znalazły się nieco niżej, należy uznać, iż poziom 1108-1110 jest aktualnym wsparciem, zaś zejście niżej mogłoby się wiązać z kolejnym silnym ruchem spadkowym – do poziomu 1082 pkt. (co w przypadku kontraktów na WIG20 mogłoby oznaczać spadek do wsparcia na poziomie 2325 pkt.).

Trudno powiedzieć, czy wczorajsze spadki na rynkach akcji to efekt przecieku z wystąpienia Obamy (które miało miejsce o godz. 17.40, podczas gdy spadki rozpoczęły się przed godz. 17.00), czy też było to czysto techniczne rozstrzygnięcie. Wyprzedaż akcji banków może sugerować to pierwsze. Amerykański prezydent nie tylko powtórzył zapowiedź dodatkowego podatku dla największych banków (o aktywach powyżej 50 mld USD), ale zapowiedział ponowne rozdzielenie działalności inwestycyjnej od detalicznej. Te rozwiązania, sugerowane przez byłego prezesa Fed, Paula Volckera, byłyby ciosem przede wszystkim dla amerykańskich gigantów detalicznych z silnymi ramionami inwestycyjnymi. Ucierpiałyby przede wszystkim JP Morgan, Citigroup i Bank of America. Goldman Sachs i Morgan Stanley musiałyby oddać nabyty niedawno status banku komercyjnego (i tym samym odciąć się od ewentualnej pomocy ze strony Fed), ale w pewnych okolicznościach rozwiązanie to mogłoby być dla nich nawet korzystne (dalszy spadek konkurencji w bankowości inwestycyjnej). Na pierwszy rzut oka wiadomość wydaje się fatalna i sugerująca silną przecenę banków. Należy wziąć poprawkę jednak na kilka czynników. Po pierwsze, furia prezydenta może być populistycznym popisem po przegranych lokalnych wyborach, które zmieniają układ sił w Senacie. Trudno oczekiwać, aby Republikanie poparli tak daleko idące zmiany. Po drugie, warto pamiętać, iż po poprzednim kryzysie (z początku minionej dekady), instytucje finansowe również były pod pręgierzem, a część z nich wypłaciła nawet odszkodowania, co nie przeszkodziło im później notować rekordowych zysków, jak i nie zapobiegło kolejnemu kryzysowi. Może się zatem okazać, iż groźby prezydenta będą spełnione tylko w niewielkim stopniu, a obecna przecena będzie potrzebnym oddechem przed dalszymi wzrostami cen akcji banków.

Nadal ciekawą sytuację mamy w notowaniach EURUSD. Wczoraj dolar przez większą część dnia kontynuował umocnienie wobec euro. Jako powód podawano dalszy wzrost obaw o wiarygodność członków strefy euro z południa Europy, ale naszym zdaniem spadki były prostą konsekwencją przełamania wsparć na poziomach 1,4260 i 1,4218, a kłopoty Grecji czy Hiszpanii są jedynie dobrym pretekstem fundamentalnym, którego brakowało po tym, jak rynek wycofał się ze spekulacji na wyższe stopy w USA. Tak jak się spodziewaliśmy, dopiero okolice 1,40 okazały się problemem dla sprzedających na parze. Notowania pary odbiły dość mocno po wystąpieniu prezydenta USA, choć nie należy doszukiwać się tu zbyt silnych zależność. Rynek po prostu wykorzystał ten fakt do odreagowania po tym, jak dwukrotnie nie udało się zejść poniżej 1,4030, który to poziom jest obecnie wsparciem. Z kolei wzrosty zatrzymały się obecnie w okolicach 1,4150. Scenariusz spadkowy byłby zagrożony dopiero, gdyby rynkowi udało się pokonać opór na poziomie 1,4218.

Reklama

W dniu dzisiejszym, przed rozpoczęciem sesji w USA poznamy wyniki spółki General Electric (konsensus to zysk 26c na akcję). Spółka jest często uważana za dobre odbicie całej amerykańskiej gospodarki ze względu na bardzo zdywersyfikowaną działalność. Jej wyniki często jednak mają ograniczony wpływ na cały rynek. Mimo to, jest to najważniejsze wydarzenie dnia dzisiejszego. O godzinie 10.30 poznamy dane o sprzedaży detalicznej w Wielkiej Brytanii (konsensus +1,3%), które mogą mieć wpływ na notowania funta, zwłaszcza na parze EURGBP.