Prezes banku Goldman Sachs powiedział niedawno, że wykonuje pracę Boga, co magazyn Fortune uznał za absurd roku.
Przed wejście do stupiętrowego wieżowca z piskiem opon podjeżdża limuzyna. Pisk jest z najwyższej półki, znacznie lepszy od pisku zwykłych opon, bo i opony są z najwyższej półki, po 10 tysięcy dolarów za sztukę. Powoli otwierają się drzwi, automatycznie, z przyjemnym pomrukiem, który do złudzenia przypomina dźwięk wydawany przez najbardziej rasowego kota. Cała ulica zamiera w bezruchu, jak w grze raz, dwa, trzy, patrzę. Wtedy wyłania się on, bankier inwestycyjny. Jest lepszy od innych ludzi, jest najlepszy. Ma co najmniej cztery metry wzrostu, wzrokiem przenika ściany, intelektem wyprzedza epokę. On wie, jakie jutro będą kursy walutowe i jak zmienią się ceny akcji. To on nauczył Chucka Norrisa kopnięcia z półobrotu. Promień słońca rozszczepia się na jego łysinie, tworząc przepiękną tęczę, wyłącznie w odcieniach zieleni. Bankier inwestycyjny rusza do wejścia biurowca ze stali i szkła, po drodze wrzucając 100 dolarów jałmużny do miski żebraka. „Niech sobie kupi coś na obiad” – myśli. To nic dla bankiera inwestycyjnego, on zarabia 100 dolarów na sekundę, przechodząc z limuzyny do biurowca, właśnie zarobił 3000 dolarów. Jaka szkoda, że nie szedł wolniej.
Bankier inwestycyjny jedzie na najwyższe piętro swoją prywatną windą, najszybszą windą na świecie. Winda ma specjalny mikroklimat, który pozwala się zrelaksować przed pracą. Kwartet smyczkowy gra inspirujący utwór, wokół unoszą się zapachy wzmacniające zmysły, sprowadzone wczoraj z Indii i Ameryki Południowej. Drzwi rozsuwają się bezszelestnie na 100. piętrze, bankier inwestycyjny wchodzi do swojego biura. Wita go z uśmiechem jego osobisty asystent, najwybitniejszy absolwent Harvardu wszech czasów, oraz sekretarka, zeszłoroczna miss świata. Bankier inwestycyjny szybkim krokiem stąpa do stuletnich perskich dywanach, zmierzając do swojego gabinetu. Tam już czekają na niego koledzy, inni bankierzy inwestycyjni. Też są lepsi od zwykłych ludzi, ale nie zarabiają tyle co on, więc jest ich naturalnym liderem. Wszyscy siadają w miękkich fotelach ze skóry z penisa rzadkiego białego wieloryba, automatycznie włączają się funkcje aktywnego masażu pleców, który wspiera proces podejmowania decyzji. Unosi się dym z cygar i zapach porannego koniaku. To w tych fotelach bankierzy inwestycyjni podjęli wiele decyzji, które uczyniły z nich multimiliarderów. To tutaj kilkakrotnie podjęto decyzje o ataku spekulacyjnym na walutę takiego czy innego kraju. To tutaj zadecydowano o szalonym rozwoju rynku pochodnych instrumentów kredytowych. Za każdym razem mechanizm był podobny i kończyło się podobnie. Bankierzy inwestycyjni zarabiali miliardy dolarów, a mieszkańcy zaatakowanych krajów byli skazywani na biedę. Ale dopóki ta zabawa toczyła się daleko poza granicami Stanów Zjednoczonych, w Azji, w Argentynie czy nawet w Meksyku, nikogo to nie interesowało. Ale tym razem bankierzy inwestycyjni przesadzili i powtórzyli ten sam mechanizm w samych Stanach Zjednoczonych, wywołując kryzys i recesję, pozbawiając miliony Amerykanów pracy i dachu nad głową. W samym Nowym Jorku ponad milion osób musi korzystać z punktów dożywiania, bo nie stać ich na wyżywienie rodzin. Prezydent Stanów Zjednoczonych kilka dni temu zapowiedział, że już nigdy więcej bankierzy inwestycyjni nie będą się bawili kosztem podatników. Takie samo stanowisko prezentują Francja i Wielka Brytania, a to oznacza, że być może era bankierów inwestycyjnych dobiega końca.
Bankierzy inwestycyjni, rozparci wygodnie w fotelach ze skóry z penisa rzadkiego białego wieloryba, patrzą w milczeniu na swojego lidera, sącząc poranny koniak. Co zaproponuje? Przecież mają setki milionów dolarów na lobbing, mogą z łatwością zablokować ustawy w parlamencie. Mogą rzucić jakiś ochłap, miliard albo dwa miliardy dolarów na budownictwo socjalne i w ten sposób poprawić swój wizerunek w mediach. Mogą otworzyć spółki w rajach podatkowych i stamtąd dalej prowadzić globalne operacje, tam wypłacać sobie miliardy dolarów premii. Mogą bardzo wiele, prawie wszystko. Ale patrzą wyczekująco na swojego lidera.
– Koledzy, przyjaciele – lider bankierów inwestycyjnych mówi ciepłym, niskim głosem, w którym wyczuwa się nutkę napięcia. – Proponuję rozpoczęcie operacji „Kasandra”.
Reklama