A więc od czasów, w których unia walutowa jeszcze nie istniała (Grecja dołączyła do niej w 2001 roku). Tym samym można powiedzieć, że grecki rząd musi płacić inwestorom za pożyczane od nich pieniądze tyle samo, co przed wejściem do strefy euro. Ba - płaci nawet więcej niż Polska sprzedająca obligacje złotowe, która przecież nie ma nawet określonej ścieżki wejścia do strefy euro (przynajmniej do piątku).

Oczywiście sytuacja Grecji jest pilnie obserwowana i wykorzystywana do snucia coraz dalej idących wizji. Nie kto inny niż Nouriel Roubini, znany szeroko jako "profesor, który przewidział kryzys" zasugerował, że strefa euro może się rozpaść. "Jeszcze nie teraz, ale za rok albo dwa" - powiedział.

Sytuacja Polski jest oceniana - nie tylko przez niego - jako relatywnie dobra. Dziś pochwaliła nas agencja Fitch, która wysoko oceniła kondycję sektora bankowego (ponownie - ukłony dla KNF). Niestety w niczym nie poprawiło to sytuacji inwestorów giełdowych. WIG20 przez większą część sesji przebywał w przedziale wahań wyznaczonym jeszcze wczoraj. Na koniec dnia przewagę osiągnęli sprzedający, ponieważ publikowane o 16-tej dane dotyczące sprzedaży nowych domów w USA okazały się gorsze od prognoz, co przełożyło się także na spadkowy ruch Dow Jonesa. W efekcie WIG20 zakończył sesję na linii wsparcia, którą pełni dolne ograniczenie kanału wzrostowego, w którym indeks porusza się od sierpnia. Jednocześnie jednak indeks spadł poniżej średniej z 50 ostatnich sesji. Wciąż jednak trudno mówić o realnych niebezpieczeństwach, skoro od szczytu wyznaczonego przed tygodniem indeks oddalił się raptem o 5 proc., a obroty w ostatnich dniach z sesji na sesję są coraz niższe.

Powodów do zmartwień przybywa jednak z każdym dniem. Euro ponownie osłabiło się dziś do dolara (choć nieznacznie). Rynek walutowy ociąga się ze zmianami. Dziś w nocy (a w zasadzie nad ranem) raport o stanie państwa ma przedstawić prezydent USA, jutro okaże się, czy Ben Bernanke zostanie szefem Fed na drugą kadencję - po tych wydarzeniach łatwiej będzie wskazać "odpowiedzialnego" za przebieg notowań, naturalnie jeśli dojdzie do większych zmian. U nas dolar podrożał do 2,922 PLN, a euro przełamało wreszcie poziom 4,10 PLN, choć na tyle nieznacznie, że nie wiadomo, czy trwale. Frank podrożał do 2,79 PLN i jest najdroższy od miesiąca.

Reklama

Rynek surowcowy czeka na raport o zapasach paliw w USA, stąd cena ropy nie zmieniała się dziś istotnie, stabilnie zachowało się też złoto, za to miedź po spadku o 1,8 proc. znalazła się na poziomie najniższym w tym roku.

Nawiasem mówiąc "odkrycie" ogromnych złóż gazu w Polsce w dniu, w którym ograniczono dostawy do największych odbiorców, wygląda bardziej na element negocjacji z Gazpromem, niż informację zmieniającą układ sił przy stole.