W ostatnich tygodniach ubiegłego roku kwestie zmian klimatycznych, a co za tym idzie i sprawa limitów emisji CO2 po raz kolejny powróciły na pierwsze strony gazet. Szczyt w Kopenhadze miał przynieść światu nowe porozumienie klimatyczne, które zastąpiłoby wygasający w roku 2012 protokół z Kioto.
Niestety, po raz kolejny okazało się, że ambitne polityczne deklaracje to jedno, a negocjacje realnych zobowiązań to zupełnie coś innego Pomimo olbrzymich starań i zaangażowania wielu światowych przywódców, w trakcie wielodniowych obrad nie udało się osiągnąć wiążącego porozumienia. Z toczącą się debatą na temat zmian klimatycznych nierozłącznie związana jest kwestia europejskich limitów emisji CO2. Mówiąc o limitach, nie sposób nie wspomnieć o sztandarowym „dziecku” UE, czyli Europejskim Systemie Handlu Uprawnieniami do Emisji (EU ETS).

Jak to działa w polskich firmach?

Mimo upływu lat wydaje się, że wiedza o tych sprawach jest nadal ograniczona. Nie mam tu na myśli kwestii operacyjnych, z tym nie ma akurat większych problemów. Przedsiębiorstwa wiedzą, jak monitorować i rozliczać swoje emisje. Nieco gorzej sytuacja wygląda ze znajomością rynku i mechanizmów, które nim sterują, a także z wiedzą o nowych instrumentach, powiązanych z EU ETS, z których firmy mogłyby korzystać.
Warto zatem przyjrzeć się bliżej całemu systemowi. Istotnie, w kwestii limitów emisji jest on dość restrykcyjny, a ponadto wprowadza dla firm, które w nim uczestniczą, szereg dodatkowych wymogów i obowiązków. Składa się na nie m.in.:
Reklama
● obowiązek odpowiedniego monitorowania własnych emisji,
● konieczność tworzenia rocznych raportów,
● konieczność weryfikacji raportów przez niezależnych audytorów
● konieczność posiadania konta w specjalnym rejestrze.
EU ETS nie jest jednak tylko kolejnym przepisem, który trzeba wypełnić. Tworzy on także wiele szans, z których niestety dużo firm nie chce, a być może nie potrafi korzystać. Uprawnienia do emisji (EUA) są bowiem nie tylko jednostką, która służy do mierzenia stopnia wykonania wymogów środowiskowych. W obecnej formie systemu (do roku 2013) to także bardzo ciekawy instrument finansowy oferujący firmom uczestniczącym w EU ETS znacznie więcej, niż mogłyby przypuszczać.

Co można zyskać?

Jedną z ciekawszych możliwości, jakie stwarza EU ETS, jest np. wykorzystanie EUA jako źródła nisko oprocentowanego kredytu. Wystarczy sprzedać posiadane uprawnienia na rynku bieżącym i równocześnie odkupić je na rynku terminowym z płatnością i dostawą odroczoną w przyszłości, np. do grudnia aktualnego roku (by być w zgodzie z art. 47 ustawy1).
W rezultacie otrzymujemy gotówkę, którą możemy dysponować aż do daty płatności kontraktu terminowego, a równocześnie mamy pewność ceny i wolumenu pozwoleń, jaki odkupimy. Koszt takiej operacji zależy głównie od różnicy w cenach pomiędzy rynkiem bieżącym a terminowym i opłat transakcyjnych. Zazwyczaj nie przekracza on kilku procent w skali roku, czyli jest to pożyczka oprocentowana zdecydowanie niżej niż kredyt bankowy.
Kolejna szansa to możliwość rozliczania części (do 10 proc.) swoich rocznych emisji jednostkami równoważnymi do EUA – CER i ERU. Jednostki te pochodzą z projektów ograniczających emisję gazów cieplarnianych w krajach rozwijających się (CER) i rozwiniętych (ERU) – zgodnie z podziałem na kraje z Aneksu 1 i pozostałe wynikającym z protokołu z Kioto.
Zysk w tym przypadku polega na tym, że CER i ERU są tańsze niż EUA. W tej chwili ta różnica (spread) wynosi około 1,5 EUR/t na rynku wtórnym, w przeszłości była ona znacznie wyższa, ale nawet teraz w przeliczeniu na pulę całego kraju ten spread jest wart około 100 mln zł rocznie.
Ciekawych możliwości, które stwarza rynek, jest znacznie więcej – trzeba tylko chcieć wyciągnąć po nie rękę, a warto, bo czasem są to okazje niezwykle korzystne. Niedawno na rynku wspomnianych powyżej CER-ów mogliśmy zaobserwować tzw. backwardation, czyli sytuację, w której kontrakty bieżące były wyceniane wyżej niż terminowe. Dzięki temu ci, którzy posiadali CER-y na swoim koncie, mogli skorzystać ze strategii opisanej na początku (sprzedać je na rynku bieżącym, odkupić taniej na terminowym) i w rezultacie otrzymywać pożyczkę oprocentowaną ujemnie!

Nie wszystko złoto, co się świeci...

EU ETS ma niestety także ciemne strony – w ostatnich miesiącach system obiegła informacja o znacznych oszustwach podatkowych, jakie miały mieć miejsce na rynku. Szacuje się, że straty z tego tytułu mogły sięgnąć kwoty blisko 5 mld euro.
Wszystko rozpoczęło się pod koniec 2008 roku od niezwykłego wzrostu obrotu na platformach transakcyjnych w kilku europejskich krajach, m.in. francuskiej giełdzie Bluenext, ale także w Wielkiej Brytanii, Danii, Niemczech, Hiszpanii. W niektórych przypadkach wzrost ten sięgał blisko 90 proc. Wzbudziło to podejrzenia i doprowadziło do wszczęcia serii dochodzeń. W ich wyniku okazało się, że na rynku działali oszuści zajmujący się wyłudzaniem podatku VAT pochodzącego z transakcji EUA. Dotychczas udało się zatrzymać jedynie nielicznych przestępców, większości nie udało się odnaleźć.
Niestety, niewykrycie sprawców nie oznacza końca problemów dla firm, które nieświadomie uczestniczyły w całym procederze. Chcąc nie chcąc, do czasu zakończenia śledztw nadal pozostają one uwikłane w przestępstwa karne skarbowe. Aby w przyszłości uniknąć podobnych kłopotów, w wielu krajach wprowadzono zmiany w zasadach opodatkowywania handlu uprawnieniami. W Polsce prawo w tej kwestii pozostało bez zmian i dlatego podobne formy wyłudzeń są nadal możliwe. Przykład ten pokazuje jak bardzo ważny jest wybór odpowiedniego partnera handlowego. W transakcjach na rynku EU ETS, nie tylko cena powinna być czynnikiem decydującym o wyborze kontrahenta. Bezpieczeństwo, wiarygodność czy renoma to czynniki, których znaczenia nie należy lekceważyć.

Nie należy się bać

Pomimo potencjalnych zagrożeń nie należy się bać rynku EU ETS. Współpracując ze znanymi i sprawdzonymi kontrahentami, możemy bez większych obaw korzystać z szans, jakie nam daje. Niskooprocentowany kredyt czy wymiana EUA na CER to tylko niewielki wycinek tego, co system może zaoferować. Dotychczas nasze firmy nie korzystały z tej oferty w zbyt szerokim zakresie. A szkoda, bo naprawdę duże pieniądze przechodzą nam koło nosa. Warto wykorzystać tę szansę. By jednak uniknąć niemiłych niespodzianek, trzeba zachować zdrowy rozsądek i przyjrzeć się potencjalnym partnerom handlowym.
1 Ustawa z 22 grudnia 2004 r. handlu uprawnieniami do emisji do powietrza gazów cieplarnianych i innych substancji.