Oponenci już rozważają pozbawienie Fed tarczy ochronnej Kongresu USA co do polityki monetarnej, a także roli supernadzorcy w amerykańskim systemie bankowym. Jest to efekt powszechnego niezadowolenia z pomocy rządu przy ratowaniu firm z Wall Street, a zwłaszcza giganta ubezpieczeniowego AIG oraz potężnego banku Citigroup. - Nie mogę sobie wyobrazić, aby nie powstała jakaś ustawa lub jej część reformująca Fed w 2010 r. - mówi wprost Vincent Reinhardt, który od 2007 r. pracuje pod kierownictwem Bernake w Fed jako dyrektor kluczowego departamentu ds. polityki monetarnej.

Pozycja Bernanke w drugie kadencji nie będzie już tak mocna, jak w poprzedniej, choć wsparł go sam Warren Buffett, „guru” Wall Street. Wybrany jeszcze za prezydentury George Busha, prof. Princeton University specjalizujący się w Wielkim Kryzysie, drastycznie obciął stopy procentowe i wpompował w gospodarkę ponad 1 bilion dolarów, ratując głównie wielkie firmy, takie jak banki, towarzystwa ubezpieczeniowe czy koncern GM.

>>> Polecamy: Dlaczego Bernanke zasługuje na drugą kadencję

Zdaniem wielu ekspertów, wystawił jednak pieniądze amerykańskich podatników na wielkie ryzyko. W efekcie podczas czwartkowego glosowania w senacie otrzymał najniższe poparcie od czasu, kiedy Senat w 1978 r. zaczął decydować. Wcześniej tylko wybierał radę gubernatorów (zarządców) banku, a dopiero z ich grona prezydent USA wyznaczał szefa Fed. - Opozycja wobec Berneke dotyczy nie tyle jego osoby, co jest przejawem społecznej frustracji i niezadowolenia z działalności samej instytucji - dodaje Reinhardt, który wykłada w renomowanym American Enterprise Institute w Waszyngtonie.

Reklama

W prowadzonych równolegle przesłuchaniach kongresmani nie bez powodu ostro krytykowali ministra skarbu Timothy Geithnera, za jego „wątpliwą” rolę przy udzieleniu pomocy rządowej rzędu 182,3 mld dolarów gigantowi ubezpieczeniowemu AIG, gdy ten reprezentował Fed w Nowym Jorku.

Senator Sheldon Whitehouse, demokrata ze stanu Rhode Island, uważa bowiem, że to firmy z Wall Street były głównymi beneficjantami rządowej pomocy „rzekomo” przeznaczonej przez Bernanke i jego ludzi na ratowanie całej gospodarki amerykańskiej. – Gdyby określić najkrócej jej sens, to brzmi on: wygrały banki! - argumentował, głosując przeciw.

Nawet zwolennicy Bernanke przyznają, że dążenia do osłabienia niezależności Fed od Kongresu USA uczynią go bardziej podatnym na naciski posłów i senatorów, aby np. utrzymać stopy procentowe na najniższym poziomie. Zdaniem senatora Charlesa Schumera, demokraty z Nowego Jorku, „jeśli nie lubisz polityki monetarnej, jaką uprawia Fed, poczekaj tylko chwilę aż politycy położą na tym łapę”. Dlatego w drugiej kadencji, która zacznie się 1 lutego, Bernanke będzie musiał odejść od dotychczasowej polityki monetarnej, ale bez podcinania odbudowy gospodarki, twierdzi Alfred Broaddus, były szef oddziału Fed w Richmond (jest ich w sumie 12 w USA). - Jeżeli zadziała za szybko, to istnieje ryzyko, że odbudowa gospodarki i tak jeszcze wątła może się załamać – podkreśla. – Jeśli jednak będzie czekał zbyt długo, to wystąpi ryzyko gwałtownego przyspieszenia inflacji - dodaje. Czyli tak źle i tak niedobrze.

Wpływowy senator Christopher Dodd z Connecticut, przewodzący senackiej Komisji Bankowej, który co prawda poparł w głosowaniu Bernanke, skrytykował Fed za brak kontroli nad bankami podczas kryzysu. – Głosowałem za jego osiągnięciami w 2007 r.. ale teraz byłbym przeciw - dodał.

Zarówno senator Dodd, jak i czołowy republikański oponent Bernanke senator Richard Shelby zamierzają jak najszybciej pozbawić Fed funkcji kontrolnej jako superbanku w amerykańskim systemie finansowym. – Otwarcie mówimy, że należy odebrać uprawnienia regulacyjne Fed i pozwolić skoncentrować się głównie na polityce monetarnej - mówi Shelby. – Mamy w kraju zbyt wiele niepewności, a większość ludzi nie wierzy, aby Fed był głównym poskramiaczem „zbyt wielkich, aby upaść” firm finansowych - dodaje.

Już zresztą w Izbie Reprezentantów republikanin z Teksasu Ron Paul zebrał ponad 300 zwolenników, którzy uchwalili w grudniu propozycję umożliwiającą kongresmanom kontrolę decyzji Fed odnośnie ustalania poziomu stóp procentowych.

Legislatorzy zamierzają też ograniczyć wpływy lokalnych szefów Fed i wpływać na ich wybór, którego teraz dokonuje prywatna rada dyrektorów Fed, a aprobują gubernatorzy zebrani w Waszyngtonie. - Nadchodzi czas nakładania ograniczeń na Fed, jeśli administracja prezydenta Obamy nie zacznie bronić niezależności tej instytucji - podkreśla Gregory Hess, b. ekonomista Fed, który zna Rezerwę Federalną od środka, a teraz jest dziekanem w renomowanej Claremont McKenna College w Kalifornii.

W tej sytuacji Bernanke na pewno może liczyć na prezydenta, który jeszcze przed głosowaniem udzielił mu zdecydowanego poparcia. Z drugiej jednak strony będzie musiał działać ostrożniej i z większą dozą dyplomacji, licząc się z opinią kongresmanów oraz zwykłych ludzi, którzy podczas kryzysu „potracili domy, oszczędności całego życia, a tym samym szanse na wykształcenie dzieci”, jak mówi niezależny senator z Vermont Bernard Sanders. Senator domaga się nie tylko podziału wielkich banków na mniejsze, ale redukcji oprocentowania kart kredytowych, rozszerzenia akcji pożyczkowej dla małych firm, a przede wszystkim większej „transparentności” operacji bankowych.