Weryfikacja już wcześniej opublikowanych danych o PKB w 4 kwartale podniosła wzrost z 5,7 na 5,9 proc. Oczekiwano rewizji w dół do 5,6 procent, więc teoretycznie to był plus. Trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że jeśli odejmie się wpływ wolniejszego spadku zapasów to okaże się, ze gospodarka rosła w tempie 1,9 proc., a nie 2,2 procent, o którym mówiono przed miesiącem. Inaczej mówiąc to odbudowywanie zapasów (dodało 3,88 pkt. proc. do wzrostu), a nie realny popyt doprowadził do takiego wzrostu PKB. W całym 2009 roku PKB spadł o 2,4 procent, co było największym spadkiem od 1946 roku. To wcale nie były bardzo dobre dane, ale można je było uznać za neutralne.

Zdecydowanie nie można było tego powiedzieć o sprzedaży domów na rynku wtórnym. Spadła w styczniu o 7,2 procent – oczekiwano niewielkiego wzrostu. Spadła też w stosunku do poprzedniego miesiąca mediana cenowa (3,4 proc.). W celu wyjaśnienia tej fatalnej sytuacji (przypominam, że sprzedaż nowych domów spadła jeszcze mocniej) mówiono nie tylko o ostrej zimie. Twierdzono, że przedłużenie programu dopłat do kupna domów do 30 kwietnia zmniejsza sprzedaż, bo „kupujący się nie śpieszą”. Dosyć to kuriozalne wyjaśnienie.

Również indeks nastroju Uniwersytetu Michigan został zweryfikowany w dół, ale to już nie było wydarzeniem. Jedynie publikacja indeksu Chicago PMI mogła naprawdę ucieszyć. Indeks wzrósł po raz piąty z rzędu (z 61,5 do 62,6 pkt.) – oczekiwano małego spadku. Dane regionalne ostatnio nie wpływały w sposób istotny na indeksy, ale w ostatnim dniu miesiąca byki ten raport wykorzystać musiały.

Rynkowi akcji szkodzić mógł raport kwartalny AIG (znowu duża strata), ale pomagał rynek surowcowy i ”window dressing” na koniec miesiąca. Poza tym gracze mogli przecież udawać, że przynajmniej część danych jest dobra. Nic więc dziwnego, że indeksy tylko na początku sesji miały ochotę spadać. Szybko wróciły nad kreskę, a potem byki atakowały kilka razy bez specjalnych sukcesów. Mały wzrost nie był tym, co potrzebne było bykom, ale nadal uważam, że rynek chce rosnąć. Zakładam, że obowiązuje teraz taka teoria: dane były słabe z powodu zimy, zima się skończy i zaczną się gwałtownie poprawiać (tak rzeczywiście powinno być), a skoro tak, to jest pod co grać. Wniosek? Powinniśmy w marcu zobaczyć atak na szczyt. Potrzebne są tylko nieco lepsze informacje. Nie muszą być wcale znakomite.

Reklama

GPW również, jak i inne giełdy, rozpoczęła dzień od wzrostu indeksów. Indeksowi WIG20 bardzo pomagała reakcja graczy na publikowany rano raport kwartalny KGHM - zysk był wyraźnie większy od oczekiwań, dzięki czemu cena akcji szybko rosła. WIG20 po nieco ponad dwóch godzinach handlu rósł już o ponad 1,5 procent. Potem nastąpiło rytualne już chyba osłabienie (lunch), a przed pobudką w USA indeksy znowu ruszyły na północ.

Publikacja lepszego od prognoz (pozornie) wzrostu PKB w USA doprowadziła do szybkich zmian nastrojów. Wpierw na chwilę tylko podniosła indeksy, bo gracze zauważyli, że inwestorzy w Europie źle odebrali ten raport. WIG20 nieco się osunął, ale bardzo szybko zmiana nastroju na innych giełdach pomogła naszym bykom. Dobił niedźwiedzi fixing. Doszło na nim do kolejnego cudu – WIG20 zyskał wtedy 1,5 pkt. proc. kończąc dzień zwyżką o trzy procent, dzięki czemu cały tydzień też zakończył się niewielką zwyżką. Bardzo podobnie zachował się w piątek rynek węgierski (http://stooq.pl/q/?s=bux), co może sygnalizować, że naszymi rynkami zaopiekował się jakiś kapitał zagraniczny. To dobrze by im rokowało.