Problem jednak w tym, że po pierwsze Amerykanie od dawna nie reagowali na „czynnik grecki”. Po drugie kurs EUR/USD mocno spadał, a przecież przedtem tracił z powodu Grecji, więc teraz powinien odbijać. Prawdziwe powody wzrostów indeksów były dwa. Po pierwsze przeniesiony z zeszłego tygodnia nastrój (pisałem o tym, że rynek chce wzrostów), a po drugie początek miesiąca (to często sprzyja bykom). Publikowane w poniedziałek dane makro nie były jednoznaczne, ale w tej atmosferze były interpretowane wyłącznie na korzyść byków.

Raport o przychodach/wydatkach Amerykanów i bazowym wskaźniku wydatków osobistych został zinterpretowany jako dobry, ale ja mam poważne wątpliwości, czy rzeczywiście był dobry. Dochody w styczniu wzrosły tylko o 0,1 proc. (oczekiwano 0,4 proc.), a wydatki o 0,5 proc. (oczekiwano 0,4 proc.). Niby dobrze, bo to już czwarty miesiąc wzrostu wydatków, ale jest on większy niż wzrost przychodów. Poza tym dochody do dyspozycji (po opłaceniu podatków) spadły o 0,4 proc. (największy spadek od lipca 2009). I z czego tu się cieszyć?

Drugi zestaw danych też był niejednoznaczny. Indeks ISM dla przemysłu spadł mocniej niż tego oczekiwano (z 58,4 na 56,5 pkt.), ale utrzymał się wyraźnie nad poziomem 50 pkt., więc była to informacja umiarkowanie pozytywna. Pamiętać jednak trzeba o tym, że sektor przemysłowy to mniej niż 20 procent gospodarki USA. Okazało się też, że styczniowe wydatki na konstrukcje budowlane zmniejszyły się mniej niż oczekiwano (o 0,6 proc., a nie o 0,9 proc.). Zmniejszyły się ogółem, ale wzrosły wydatki na budownictwo prywatne. Nie zastanawiano się jak to było możliwe podczas ostrej zimy...

Indeksy giełdowe od początku sesji mocno rosły. Mówiło się o pozytywnym wpływie transakcji fuzji i przejęć (m.in. brytyjski Prudential kupuje azjatycką część AIG) oraz dobrych danych makro (jak wyżej napisałem nie były to takie bardzo dobre dane). Nastroje przeniesione z zeszłego tygodnia i chęć dobrego rozpoczęcia miesiąca bardzo bykom pomagały. Tak bycze zakończenie sesji otwiera drogę do ataku na szczyt z tego roku.

Reklama

GPW, nieco nieoczekiwanie, rozpoczęła poniedziałek od wzrostów indeksów. Nieco nieoczekiwanie, bo piątkowy fixing był tak niezwykle sztuczny, że wymagał jakiejś, choćby początkowej, korekty. Reakcja giełd europejskich na pogłoski o pomocy dla Grecji i na wzrosty cen surowców była jednak tak optymistyczna, że nasz rynek niespecjalnie miał wybór.

Po południu te dobre nastroje zniknęły. Indeksy w Europie zaczęły się osuwać (wraz z kursem EUR/USD), a u nas WIG20 bardzo szybko dotknął poziomu piątkowego zamknięcia. Od tego momentu rynek wszedł w marazm i dopiero po publikacji danych w USA, na fali europejskiego optymizmu, ruszył bardzo ślamazarnie na północ. Od czego jednak fixing? Znowu dorzucił kilkanaście punktów, dzięki czemu WIG20 naruszył opór na wysokości 2.286 pkt. Naruszył, bo przełamanie było minimalne, a obrót był zdecydowanie zbyt mały. Jednak jeszcze jeden wzrost i otrzymamy solidny sygnał kupna.