Tuż po południu za amerykańską walutę na rynku międzybankowym płacono 2,85 zł, euro można było kupić po 3,89 zł, a franka po 2,66 zł. Od 8 lutego dolar staniał już
o prawie 17 groszy, czyli o 5,5 proc. Za euro płacimy już o niemal 22 grosze mniej, a za franka o 14 groszy.

Tendencja umacniania się naszej waluty utrzymuje się niemal nieprzerwanie od połowy lutego ubiegłego roku. Czyli od czasu największego nasilenia problemów związanych z opcjami walutowymi i grą na osłabienie złotego, prowadzoną przez niektóre zagraniczne banki. W najgorszym momencie przed ponad rokiem dolar kosztował 3,91 zł. Dziś jest tańszy o 1,06 zł, czyli o 27 proc. W tym czasie euro staniało z 4,92 zł do 3,89 zł, a więc o 21 proc., a frank z 3,33 zł do 2,66 zł, co stanowi spadek o 20 proc.

Umocnienie się naszej waluty cieszy posiadaczy kredytów walutowych, zmniejszając wysokość płaconych przez nich rat. Jednak zaczyna powoli stawać się problemem dla eksporterów. Mocny złoty ogranicza ich pozycję konkurencyjną oraz zmniejsza efektywność działalności. Złe doświadczenia z opcjami walutowymi powodują, że obecnie tego typu transakcje, zabezpieczające ich przed niekorzystnymi zmianami kursów walut nie cieszą się powodzeniem.

Wszystko wskazuje na to, że zaczynają się sprawdzać formułowane wcześniej prognozy wielu banków i licznych ekonomistów, przewidujące umocnienie się naszej waluty. Poza dobrymi wynikami, osiąganymi przez polską gospodarkę, coraz bardziej widoczny staje się wpływ zbliżającej się perspektywy zaostrzania polityki pieniężnej. Czyli podwyższenia przez Radę Polityki Pieniężnej stóp procentowych. W warunkach, gdy stopy w innych krajach pozostają na bardzo niskim poziomie i wciąż zapowiadane jest ich utrzymanie na niezmienionym poziomie przez dłuższy czas, złoty jest „skazany” na umacnianie się. Po raz pierwszy Sławomir Skrzypek zasygnalizował potrzebę „zastanawiania się” nad podwyższeniem stóp w połowie lutego. Wówczas jednak nie było widać wyraźnej reakcji rynku walutowego na jego słowa. Dziś inwestorzy wyraźnie się przejęli po tym, jak prezes NBP powtórzył swoją deklarację. Argumentem za takim posunięciem jest przyspieszający wzrost naszej gospodarki, a także wysokość inflacji. Wczoraj opublikowana została kolejna prognoza inflacji, opracowana przez ekspertów z banku centralnego. Wynika z niej, że przy założeniu utrzymania stóp na niezmienionym poziomie, stopa inflacji pod koniec roku wyniosłaby 3,5 proc. Oznacza to, że znajdowałaby się blisko górnej granicy celu inflacyjnego, przyjętego przez Narodowy Bank Polski.

Reklama