Jaki jest patent, by stać się najbardziej zyskownym bankiem na GPW? – Skandynawski model, który oznacza rozwój, ale za umiarkowane pieniądze, i sumienna realizacja planu – mówi Włodzimierz Kiciński, prezes Nordea Bank Polska.
ROZMOWA
MIROSŁAW KUK
Po trzech kwartałach 2009 roku Nordea Bank była najbardziej zyskownym bankiem na GPW. Czy to oznacza, że macie patent na kryzys?
WŁODZIMIERZ KICIŃSKI*
Reklama
Nie ukrywam, że mamy pomysł na to, jak pracować na polskim rynku. To skandynawski model, który oznacza rozwój – ale za umiarkowane pieniądze. Realizujemy sumiennie plan, który sobie założyliśmy. Polega on przede wszystkim na rzetelnej ocenie zdolności kredytowej naszych klientów. W jasny sposób deklarujemy, jak możemy kredytować klientów indywidualnych. Dzięki temu suma bilansowa w Nordei rośnie o około 30 proc. w ostatnich latach, tj. dwa razy szybciej niż w całym sektorze bankowym. Także jakość portfela jest znacznie lepsza niż w innych bankach – kredyty nieregularne to niespełna 1 proc. naszego portfela.
To kryzys pozwolił Nordei wypłynąć? Inne banki zmagały się z problemami, wy konsekwentnie mogliście realizować strategię dzięki wsparciu Nordei AB?
Rzeczywiście, kryzys nie dotknął naszej grupy macierzystej. Wystarczy powiedzieć, że zysk Nordei AB za ostatnie lata liczony jest w miliardach euro. I ta dobra sytuacja pozwoliła nam pozyskiwać finansowanie na akcję kredytową na stabilnych warunkach, dzięki czemu nie zawiesiliśmy udzielania kredytów we frankach, pożyczamy też nadal w euro.
Nie oznacza to jednak, że było łatwo. Rynek bankowy w Polsce pozostał jednym z najbardziej konkurencyjnych w Europie. Wsparcie naszej grupy macierzystej też nie jest bezwarunkowe – często od właścicieli słyszymy, że owszem, są zadowoleni, ale nieusatysfakcjonowani. Oni bardzo poważnie traktują rynek w Polsce, jest dla nich równie obiecujący, jak rynki macierzyste w Skandynawii.
A nie myśli pan o wykorzystaniu tej siły finansowej grupy Nordea w celu przejęcia jakiegoś podmiotu w Polsce?
Ostatnie lata pokazują, że świetnie nam idzie rozwój organiczny. Ten sposób jest bardziej zrównoważony, łatwiej generować oszczędności. Ewentualne zakupy byłyby dość kosztowne. Niezależnie od ekonomicznych uwarunkowań, decyzje o ewentualnej konsolidacji rynku w Polsce nie będą podejmowane tutaj, tylko poza granicami, w siedzibach spółek macierzystych. Poza tym warto pamiętać, że Polska jest wyjątkowym krajem w Europie, bo dobrze poradziła sobie w kryzysie i z tego powodu jest bardzo atrakcyjnym miejscem. Z takiego rynku nie warto się wycofywać, bo on daje nadzieję na wzrost.
Niecały 1 proc. w waszym portfelu stanowią kredyty nieregularne. Skąd tak dobry wynik?
Nie stosowaliśmy żadnych trików, wystarczy precyzyjnie ocenić ryzyko generowane przez operacje klientów. Poza tym uniknęliśmy pokus nadmiernego kredytowania. Nie oferowaliśmy przedsiębiorstwom instrumentów pochodnych. Uniknięcie strat z tytułu kredytów nieregularnych pozwoliło nam utrzymać konkurencyjne marże i rozwijać akcję kredytową. W przypadku klientów indywidualnych realistycznie – w przeciwieństwie do części konkurentów – ocenialiśmy zdolność kredytową, również w przypadku kredytów hipotecznych. Te kredyty spłacają się bardzo dobrze, ale trzeba pamiętać, że jest to portfel młody, więc już dziś monitorujemy sytuację klientów, by uniknąć problemów w przyszłości. Podsumowując – stawiamy na współpracę z klientem, ale i rzetelną analizę dokonaną przez dział ryzyka. Obydwa działy – sprzedażowy i ryzyka kredytowego – muszą bardzo blisko współpracować.
W 2009 roku, kiedy inne banki bardzo powściągliwie udzielały kredytów, wy osiągnęliście wzrost o 24 proc. Czy to tempo jest do utrzymania w 2010 roku?
Jeżeli koniunktura w gospodarce będzie sprzyjająca, chcemy nadal szybko rosnąć. Ale o naszych prognozach zazwyczaj nie mówimy.
A widać większy popyt na kredyt ze strony firm?
Gospodarka ma się coraz lepiej i ten popyt na pewno się zwiększy. Jesteśmy na to przygotowani. Nie zamierzamy ograniczać liczby udzielanych kredytów zarówno dla firm, jak i dla klientów indywidualnych.
Ile przybędzie placówek Nordei w 2010 roku?
Kilkadziesiąt. W ostatnich trzech latach potroiliśmy liczbę oddziałów i obecnie mamy ich 160. Ale jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa.
Ta ekspansja nie wpłynie na wyniki?
Nie, chcemy nadal poprawiać zysk netto. Na koniec 2009 roku wykazaliśmy 145,2 mln zł, o 6,4 proc. więcej niż w 2008 roku.
Chcecie rozwijać akcję kredytową, ale współczynnik wypłacalności na koniec 2009 roku to zaledwie 9,7 proc. Macie więcej kredytów niż depozytów...
Będziemy zwiększać kapitał, ale w takiej wielkości, by go efektywnie wykorzystać. Nie chcemy trzymać niewykorzystanego kapitału. W tym roku będziemy działać podobnie jak w latach poprzednich: kapitał będzie zasilony z zysku, poza tym zawsze możemy liczyć na wsparcie właściciela. W przypadku finansowania akcji kredytowej możemy liczyć na wsparcie grupy Nordea, która jest czwartym pod względem siły finansowej bankiem na świecie.
Szykujecie dla klientów jakieś niespodzianki produktowe?
Staramy się rozwijać jako bank uniwersalny. Nowe produkty będą, ale za wcześnie by o nich mówić – to będą też niespodzianki dla naszych konkurentów. Jest jeszcze wiele obszarów, na których Nordea może się rozwijać – np. brakuje nam produktów inwestycyjnych dla klientów detalicznych, możemy także poprawić bankowość transakcyjną. Więcej do zrobienia jest w bankowości detalicznej, w segmencie korporacyjnym chcemy poszerzać relacje, chcielibyśmy zbierać więcej depozytów. Nasze dotychczasowe wyniki pokazują, że obraliśmy dobry kurs. I nadal chcemy utrzymać wiatr w żaglach.
* Włodzimierz Kiciński
prezes Nordea Bank Polska