Ilość wniosków o zasiłek wzrosła w minionym tygodniu o 469 tys., czyli dokładnie tyle ile oczekiwano (bardzo rzadki wypadek). To było o 30 tysięcy mniej niż w poprzednim tygodniu, co potwierdza głoszoną wtedy tezę: wzrost wynikał z perturbacji wywołanych zamieciami śnieżnymi. Średnia czterotygodniowa i ogólna ilość zasiłków spadła. Okazało się też, że w 4 kwartale wydajność pracy wzrosła o 6,9 proc., czyli więcej niż oczekiwano, a koszty pracy spadły o 5,9 proc. (więcej niż oczekiwano). Były to więc dobre dane, ale ponieważ była to jednak weryfikacja już publikowanego raportu, więc emocji nie wywołała.

W drugim zestawie danych okazało się, że zamówienia w przemyśle w styczniu wzrosły o 1,7 procent (oczekiwano wzrostu o 1,5 proc.). To były zdecydowanie dobre dane. W komentarzu skupiono się na indeksie podpisanych umów kupna domów na rynku wtórnym. Rzeczywiście w styczniu spadł o 7,6 procent (oczekiwano wzrostu). Nie bardzo jednak rozumiem, dlaczego oczekiwano wzrostu. W danych o sprzedaży domów widzieliśmy w styczniu prawdziwe załamanie to dlaczego ten raport miałby być dobry? Jeśli tamte dane tłumaczono ostrą zimą to logiczne byłoby, gdyby i te tak wytłumaczono.

Można powiedzieć, że danymi makro było również to, iż wiele sieci sprzedaży detalicznej informowało o sprzedaży w lutym w sklepach otwartych przynajmniej przez 12 miesięcy. Okazało się, że wyniki były bardzo dobre. Wzrost o 3,7 procent był największy od listopada 2007. W sytuacji, kiedy nurkuje indeks zaufania konsumentów, a rynek pracy przeżywa trudności taki wzrost sprzedaży zaskakuje. Nie wiemy czy sieci nie stosowały promocji, a jeśli stosowały to jak duże one były, ale niewątpliwie takie dane potwierdzają, że trwa ożywienie gospodarcze.

Na rynku akcji trzy blue chipy (Walt Disney, Coca-Cola, Boeing), zostały wspomożone podniesieniem rekomendacji przez banki inwestycyjne. Rosły ceny akcji w sektorze sprzedaży detalicznej, ale traciły nadal akcje sektora ochrony zdrowia i ubezpieczyciele (ciągle obawa przed reformą Obamy). Zachowanie rynku było bardzo podobne do tego ze środy, ale dzięki atakowi byków w ostatniej godzinie indeksy wzrosły. Co prawda dobre informacje powinny były zdecydowanie bardziej pomagać bykom, a tłumaczenie niepewności czekaniem na dane z rynku pracy jest nieprzekonujące, ale dobre nastroje utrzymują się. Rynek jest według mnie tuż przed korektą. Jeśli nie skoryguje się w piątek to powinien w poniedziałek.

Reklama

GPW rozpoczęła czwartkowa sesję od spadku indeksów. Podaż wzmacniały te same czynniki, które szkodziły bykom w całej Europie. Spadki były niewielkie, a transakcje koszykowe doprowadzały do szybkiej zmiany ich skali. Po aukcji greckich obligacji nic już z nich nie zostało. W końcu WIG20 zabarwił się na zielono. Szczególnie dobrze zachowywał się Bioton, ale to oczywiście nie ta spółka odpowiadała za wzrost indeksu. Banki, spółki surowcowe i Agora zachowywały się bardzo dobrze.

Rynek od tego momentu wszedł w totalny marazm, który przerwała publikacja pierwszego zestawu danych w USA. Nic w nich nie było nadzwyczajnego, ale WIG20 natychmiast ruszył na północ. Potem, mimo niepewnego rozpoczęcia sesji przez rynki amerykańskie, u nas skala zwyżki rosła, ale końcówka z fixingiem zawróciła WIG20, dzięki czemu wzrósł on jedynie kosmetycznie. Sesja nie ma znaczenia prognostycznego, ale pokazała, że rynek chce rosnąć.