Twierdzą oni, że nastroje w gospodarce realnej są nadal kruche, choć na ogół firmy zaczęły nowy rok z rosnącymi zamówieniami. Dla ich szefów główny powód do obaw stanowi możliwość zmian najsilniejszego chyba czynnika stymulacyjnego – nadzwyczaj niskich stóp procentowych na całym świecie.
Niepokoi to zwłaszcza firmy z Europy, pamiętające decyzję Europejskiego Banku Centralnego o wzroście stóp w sierpniu 2008 r., gdy gospodarka była już w recesji. – Sądzę, że podniesienie stóp spowodowałoby trudności – mówi Baldomero Falcones, dyrektor hiszpańskiej grupy budowlanek FCC.
Jego brzmiąca zarówno jak prośba, jak i stwierdzenie faktu wypowiedź cieszy się powszechnym poparciem. Według Davida Hainesa – dyrektora naczelnej produkującej wyposażenie łazienek niemieckiej firmy Grohe – stopy procentowe nie powinny rosnąć „co najmniej przez rok”. – Nastroje się poprawiają, ale ludzie ciągle są w stanie wstrząsu. Rządy powinny przede wszystkim sprzyjać powrotowi zaufania, a nie zwiększać niepewność – dodaje. David Haines formułuje takie uwagi, choć jego firma kwitnie, a sprzedaż i stopa zysku idą w tym roku w górę. Również w zeszłym roku – mimo kłopotów – zysk był niezły.
Prezes EBC, Jean-Claude Trichet, zjednuje sobie szefów firm podczas prywatnych spotkań. – Trichet próbuje zdobywać informacje wprost z biznesu – dodaje Baldomero Falcones. Firmy zawsze chciałyby niskich stóp. – Być może firmy lubią nas teraz bardziej niż poprzednio. Ale poczekajmy do momentu, kiedy zaczniemy znowu podnosić stopy – mówi przedstawiciel banku centralnego. Przedsiębiorstwa, zwłaszcza małe, ciągle niepokoją trudności w dostępie do kredytu.
Reklama
Firmę Grohe, której działalność w dużej części zależy od budownictwa, martwi również kompletne wstrzymanie w zeszłym roku inwestycji w tej dziedzinie. W innych wycofywanie się z posunięć stymulacyjnych jest już odczuwalne. W największym stopniu dotyczy to chyba programu złomowania samochodów, którego zakończenie doprowadzi w tym roku – jak się oczekuje – do ostrego spadku ich sprzedaży w Europie. Firmy budowlane ciągle niepokoi, czy w ogóle kiedykolwiek odczują spodziewany wpływ globalnych planów stymulacyjnych.
Niektórzy liderzy biznesu prywatnie wyrażają obawy o to, czy Chiny – które w ostatnich miesiącach stanowią główny silnik, napędzający gospodarkę – nie zahamują programów stymulacyjnych silniej niż inne państwa. – W krótkim okresie Chiny mogą stanowić problem. Ale w perspektywie średniej i dalszej oczywiście wcale tak nie będzie – mówi jeden z niemieckich dyrektorów. Nani Beccali, szef międzynarodowych operacji General Electric, już w zeszłym roku ostrzegał przed niebezpieczeństwem zbyt wczesnego wprowadzenia „strategii wycofywania się” przez kraje takie jak Chiny.
Ten pogląd podziela David Haines, uważając, że obecne ożywienie jest tak kruche, że przy braku dbałości o nie złe czasy mogą powrócić. – To jest jak z migreną, która nie mija całkowicie. Ciągle tkwi gdzieś z tyłu głowy i może się odezwać – mówi. Dieter Zetsche, dyrektor naczelny Daimlera, sięga po inną metaforę: – To przypomina zespół odwykowy. Świat musi jednak przestać zażywać narkotyków i zobaczymy, czy jest w stanie to zrobić.