Te dobre dane to przede wszystkim przeszło 46-proc. wzrost chińskiego eksportu w lutym w porównaniu do lutego 2009 r. W styczniu wzrost wyniósł 21 proc., można więc mówić o skokowej poprawie. Należy jednak przy tym pamiętać, że porównanie roczne obarczone jest pewnym ryzykiem, bowiem na zimę 2009 r. przypadła najgorsza część kryzysu finansowego i gospodarczego, która zmroziła wymianę handlową na świecie - w tym także popyt na chińskie wyroby. Stąd mimo spektakularnego wzrostu eksportu Chin, giełdy azjatyckie reagowały wstrzemięźliwie.

Dziś kolejny dzień inwestorzy nie dostaną istotnych publikacji makroekonomicznych, zatem można spodziewać się kolejnego dnia flauty i oczekiwania na przebieg wypadków w USA. Amerykański Departament Skarbu dziś będzie próbował uplasować emisję obligacji 10-letnich o wartości 21 mld USD. Kwota może robić wrażenie, ale to tylko część z emisji obliczonych na 74 mld USD, które rząd amerykański zamierza sprzedać w tym tygodniu. Jednocześnie Bloomberg donosi, że popyt na amerykańskie papiery skarbowe wśród azjatyckich inwestorów spadł o 35 proc., ponieważ papiery te mają rekordowo niską rentowność (a i kilka innych powodów pewnie by się znalazło). Być może - z braku innych ważnych publikacji - doniesienia dotyczące tej emisji nadadzą ton notowaniom na rynkach finansowych w środę.

W Warszawie możemy spodziewać się neutralnego otwarcia, choć niewykluczone, że rynek skoryguje wczorajszy "wystrzał" optymizmu w końcówce notowań obliczony być może na udaną sesję w USA. Skoro w Stanach sukcesu nie udało się osiągnąć, teoretycznie rynek powinien cofnąć się nieznacznie. Z dłuższej perspektywy czasowej sytuacja wygląda całkiem przyzwoicie - po wzroście o 200 pkt na poprzednich sesjach WIG20 dotarł do rejonu silnego oporu, a realizacja zysków nie ma zbyt gwałtownego charakteru. Konsolidacja poniżej oporu stwarza nadzieję na jego pokonanie, o ile oczywiście indeksom giełd amerykańskich uda się pokonać tegoroczne maksima. Dlatego właśnie cały giełdowy świat czeka na rozstrzygnięcia przy Wall Street.