Kończący się tydzień rozpoczął się od umocnienia złotego, ale przez większą jego część na rynku lekką przewag ę mieli sprzedający. Wzrosty na globalnych rynkach akcji i dobre dane o sprzedaży detalicznej w USA ograniczyły jednak skalę realizacji zysków na polskiej walucie.





Koniunktura na rynkach giełdowych poprawiała się już kolejny tydzień i w czwartek kontrakty na indeks S&P500 odnotowały nowe tegoroczne maksimum. Była to reakcja na optymistyczne zapowiedzi szefa Citigroup, który zapowiedział, że bank nie będzie miał większych problemów z pokryciem strat z tytułu złych kredytów gospodarstw domowych. Ten dobry sentyment sprawił, iż od dzisiejszego otwarcia polska waluta już zyskiwała, a dane o sprzedaży detalicznej w USA dodatkowo ten ruch wzmocniły. O dobrym wybrzmieniu danych przesądza sprzedaż po wyeliminowaniu samochodów. Co prawda dane za styczeń zrewidowano w dół (ale tylko z 0,6% do 0,5%), podczas gdy w lutym sprzedaż wzrosła aż o 0,8%. Rynek oczekiwał, iż będzie to zaledwie 0,1%. Dzięki temu rynek szybko zapomniał o danych z Chin (zwłaszcza wyżej inflacji), które mogą oznaczać, iż Bank Chin podejmie kolejne kroki w kierunku zacieśnienia polityki pieniężnej.

Dane z Chin były pretekstem do kontynuacji przeceny złotego, której pierwsze symptomy pojawiły się we wtorek. Notowania EURPLN jeszcze w środę rano obniżyły się do 3,8550, ale już w czwartek popołudniem wzrosły do blisko 3,91. Osłabienie złotego przypisywane jest po części także wypowiedzi członka RPP A. Bratkowskiego, która odebrana została jako swoiste dementi wcześniejszych słów prezesa NBP S.Skrzypka zapowiadającego szybsze podwyżki stóp procentowych w Polsce. Wygląda jednak na to, że były to głównie preteksty do realizacji zysków po dużym umocnieniu złotego notowanym niemal nieprzerwanie od 8 lutego.

W przyszłym tygodniu poznamy szereg danych makroekonomicznych z amerykańskiej gospodarki (m.in. produkcja i inflacja), jednak rynki czekać będą przede wszystkim na posiedzenie Fed (wtorek). W Polsce poznamy dane o inflacji i produkcji i choć ich bezpośredni wpływ na rynek będzie ograniczony, inwestorzy z pewnością zwrócą uwagę na to, czy korespondują one z optymistycznym scenariuszem dyskontowanym ostatnio przez rynek walutowy. Pod koniec piątkowych notowań euro kosztuje 3,89 złotego, dolar 2,83 złotego, zaś frank 2,67 złotego.

Reklama