Pojawiały się pytania, jak francuski koncern ma zamiar sfinansować przejęcie udziału w Mitsubishi. Były również poważne różnice w wycenie pomiędzy europejskimi producentami samochodów a ich wyżej ocenianymi japońskimi odpowiednikami. Trudno się zatem dziwić, że akcje Peugeota wzrosły, kiedy ten ogłosił, że jego związek z Mitsubishi pozostanie platoniczny.

Peugeot pozostaje jednak w strategicznym impasie. Jest za mały, a trzy czwarte z jego wynoszącej 3,3 miliona pojazdów produkcji trafia do Europy, na rynek cierpiący na nadprodukcję i kaca z powodu wygaszania rządowych programów dopłat do wymiany aut. Problem polega na tym, że rodzina Peugeota chce utrzymać kontrolę nad firmą, a potencjalnych partnerów do tańca nie ma zbyt wielu. Azjatyckie koncerny nie wchodzą już w rachubę – Toyota, Honda i Hyundai wydają się zbyt duże. Peugeot musi więc zapewne wzmocnić swoją pozycję w Europie.

W ten sposób wracamy do Fiata, z którym Peugeot miał rzekomo rozmawiać w zeszłym roku. Szef Fiata, Sergio Marchionne, powiedział wczoraj, że nie planuje rozszerzać istniejącej współpracy między grupami. Stwierdził jednak również, że w przyszłym miesiącu, podczas dnia inwestorskiego, chętnie porozmawia o wspominanym od dawna wyłączeniu Fiat Auto ze struktur grupy kapitałowej. UBS twierdzi, że obecny sojusz Fiat–Chrysler jest zbyt mały i niezrównoważony, by przetrwać jako samodzielny byt. Bank sugeruje, że fuzja Fiata z Peugeotem mogłaby wytworzyć synergie warte w ciągu pięciu lat 4 miliardy euro – niemal dwa razy większe niż fuzja z Chryslerem. Jednak oprócz zgody rodzin Agnelli i Peugeot, taki alians wymagałby politycznej woli, by ograniczyć moce produkcyjne, a do tego europejskiej branży motoryzacyjnej na razie się nie spieszy.

Reklama