W poniedziałek w USA za wszelką cenę szukano pretekstów do wywołania korekty na rynku akcji. Piszę o pretekstach, a nie o powodach, bo prawda jest taka, że rynek był technicznie wykupiony.

Poza tym jego zachowanie w piątek wyraźnie sugerowało, że czeka na byle pretekst, żeby się nieco ochłodzić. Warto jednak spojrzeć na to, co podawano jako powody pogorszenia nastrojów.

Mówiło się o obawach przed działaniami rządów i banków Chin i Indii, które walcząc z inflacja będą starały się osłabić wzrost gospodarczy. Przewijała się też sprawa opinii Moody’s Investors Service, która podobno ostrzegała, że USA mogą stracić rating AAA. Mówiono też o przedstawionym przez Christophera Dodda, szefa Bankowej Komisji Senatu, planie reform sektora finansów. To wszystko były preteksty. W sprawach Indii i Chin nic nowego się nie wydarzyło, a poza tym nawet podniesienie tam stóp niespecjalnie zaszkodzi USA. Jeśli chodzi o rating to Moody’s w swoim raporcie twierdziła, że jest on (tak jak i dla pozostałych krajów z takim ratingiem) całkowicie bezpieczny. Ostrzegała tylko przed tym, co wszyscy wiemy: że ciągłe zadłużanie państwa może kiedyś (w nieokreślonej przyszłości) doprowadzić do utraty tego ratingu. Plan reformy sektora finansów jest od dawna znany i tylko na samym początku, w styczniu, szkodził cenom akcji.

Publikowane w poniedziałek dane makro były zróżnicowane. Indeks NY Empire State opisujący zachowanie gospodarki w regionie Nowego Jorku spadł mniej niż oczekiwano (z 24,91 na 22,86 pkt.), ale jednak spadł. Raport o dynamice produkcji był w poniedziałek najważniejszy, ale rewelacji w nim nie było. Oczekiwano spadku produkcji o 0,1 proc. m/m, a tymczasem wzrosła o 0,1 proc. To tylko drgnięcie, więc można uznać, że dane były dość słabe, mimo że lepsze od prognoz. Wykorzystanie potencjału przemysłowego też drgnęło (z 72,6 na 72,7 proc.). Ostatnim raportem był publikowany przez NAHB indeks rynku nieruchomości. Oczekiwano, że w marcu się nie zmieni, a tymczasem gwałtownie zanurkował (z 17 na 15 pkt.). Podsumowując: dane niespecjalnie zachęcały do kupna akcji.

Na rynku akcji nic istotnego się nie działo. Indeksom szkodził spadek cen surowców, ale zniżki cen akcji nie były duże. Indeks S&P 500 tracił około pół procent, a NASDAQ mniej niż jeden procent. Widać było wyraźnie, że dużej chęci do sprzedaży akcji nie ma. Taka sytuacja doprowadziła do ataku byków w ostatniej godzinie sesji. Najmocniej odrabiały straty akcje sektora finansowego. Jak widać przedstawiony przez senatora Dodda plan reform wcale nie był taki straszny. Indeksy zakończyły dzień neutralnie. Skoro to od początku miała być korekta to taka jej postać sygnalizuje dużą siłę rynku.

Reklama

Na GPW w poniedziałek słabe nastroje na rynkach globalnych w połączeniu ze spadającymi kontraktami na amerykańskie indeksy doprowadziły na początku sesji do spadku indeksów. WIG20 spadł o jeden procent i rynek wszedł w trend boczny czekając na nowe impulsy. W tym trendzie bocznym WIG20 bardzo powoli odrabiał straty. Jednak po publikacji raportów makro w USA, kiedy na rynkach europejskich nie było pozytywnej reakcji na lepsze od oczekiwań dane, WIG20 zaczął się obniżać i zakończył dzień tak jak rozpoczął, czyli spadkiem o jeden procent. Obrót znowu był duży, co tym razem należałoby traktować pozytywnie. Skoro tak duży jest popyt na tak małym spadku, to jest to plus dla byków.