ROZMOWA
AGNIESZKA SOPIŃSKA:
Czym w pierwszej kolejności zajmie się Rada Gospodarcza powołana kilka dni temu przez premiera?
WITOLD ORŁOWSKI*:
Reklama
Mamy się zająć udzielaniem premierowi porad zwłaszcza w tych sprawach, w których w grę wchodzą jakieś nowe pomysły dotyczące legislacji gospodarczej, oraz tam, gdzie mogą się pojawić jakiegoś rodzaju zagrożenia dla naszej gospodarki. Na razie trzeba zrobić listę tych rzeczy, które są gotowe i wymagają przedyskutowania.
Jakie to kwestie?
W pierwszej kolejności trzeba oczywiście zacząć od sytuacji gospodarczej i kształtowania polityki gospodarczej. To rzecz, którą właściwie już zaczęliśmy się zajmować podczas naszego pierwszego spotkania. W kolejce jest też cały szereg dziedzin, w których trzeba będzie szybko podejmować decyzje.
Czyli?
Chodzi między innymi o finansowanie służby zdrowia czy OFE. Toczy się wokół tego dyskusja, która musi zakończyć się jakąś konkluzją. Również bardzo pilną rzeczą jest to, co dzieje się z ładem korporacyjnym w spółkach Skarbu Państwa i możliwością zwiększenia przejrzystości działania tych spółek, a także tym, co dotyczy kompetencji w zarządzaniu spółkami Skarbu Państwa. To są takie rzeczy, które natychmiast przychodzą mi do głowy, ale oczywiście tematów, w których premier będzie oczekiwać szybkiej porady, jest znacznie więcej. To oczywiście nie znaczy, że będziemy podejmować decyzje w sprawie docelowego kształtu prawa. Chodzi o wypracowanie rady dla Donalda Tuska.
Zapowiada się pracowicie, skoro już po pierwszym posiedzeniu szef rady Jan Krzysztof Bielecki zapowiedział, że będziecie się spotykać co dwa tygodnie?
Prawdopodobnie co dwa tygodnie będzie rodzaj stałego spotkania, ale w miarę potrzeby rada może się zbierać częściej.
Po pierwszym posiedzeniu mówił pan, że nie będziecie się zajmować recenzowaniem pracy poszczególnych ministerstw. Czy to znaczy, że w ogóle będziecie działać w oderwaniu od ich pracy?
Nie jesteśmy sędziami, którzy są powołani do tego, by recenzować pracę resortów. Natomiast trzeba zdać sobie sprawę z jednej rzeczy. A mianowicie ministerstwa przygotowują pewne plany, ale o tym, czy wejdą one w życie, ostatecznie decyduje premier. Z tego punktu widzenia wydaje się dość ważne, że szef rządu chce mieć dodatkową ekspercką opinię rady, do której – mam nadzieję – będzie miał zaufanie. Ta opinia ma mu pomóc wyrobić sobie stanowisko. Nie można oczekiwać, że przy całym szacunku dla tego, co się przygotowuje się w resortach, premier będzie miał do tego bezwzględne zaufanie i za każdym razem będzie musiał się podpisywać pod każdym pomysłem resortowym. Szef rządu bierze na siebie odpowiedzialność, zatem ma prawo, a nawet obowiązek, zastanowić się nad tym, jak te pomysły będą ostatecznie wyglądały. Tak więc rada nie będzie recenzować pracy ministerstw, natomiast – na prośbę premiera – będzie dokonywać oceny pomysłów, które są zgłaszane.
Kiedyś doradzał pan Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, teraz zasiada pan w radzie gospodarczej powołanej przez Lecha Kaczyńskiego. Czy politycy chętnie słuchają rad ekspertów?
Generalnie słuchają niechętnie. Natomiast ja do tej pory miałem przyjemność współpracy z politykami, którzy wykazywali zainteresowanie tym, co do powiedzenia ma ekonomista. Tak było zarówno w przypadku Aleksandra Kwaśniewskiego, jak i Lecha Kaczyńskiego. To były dwie różne formuły współpracy. Bo prezydent Kwaśniewski potrzebował mnie jako doradcy. Zaś rada powołana przez prezydenta Kaczyńskiego to tylko rodzaj rady konsultacyjnej, gdzie z definicji mają być przedstawiane bardzo różne poglądy na różnego typu problemy. Ma to pomóc prezydentowi w ukształtowaniu swojej opinii. Jeśli zaś chodzi o Radę Gospodarczą powołaną przez premiera Tuska, to jest tu potrzeba konkretnej porady w konkretnych sprawach. Jeśli chodzi o moje doświadczenie we współpracy z politykami, to za każdym razem miałem przekonanie, że ten, kto prosił o poradę, był rzeczywiście zainteresowany tym, co usłyszy. Ale nie ukrywam, że uczestniczyłem również w wielu radach i widziałem wiele, które właściwie nie odgrywały żadnej roli. Z czasem taki organ zmieniał się w ciało fasadowe. Mam nadzieję, że nie stanie się tak z radą powołaną przez premiera Tuska.
Oprócz pana zasiadają w radzie Bogusław Grabowski, były członek RPP, a także była szefowa ZUS Aleksandra Wiktorow. Myśli pan, że zawsze uda wam się dojść do wspólnego zdania?
W radzie znalazło się dziewięcioro ludzi o dość silnych poglądach, wyrobionych zdaniach. Ale to nie jest grono o jakiejś strasznie różnej percepcji gospodarki. Nie jesteśmy ludźmi, którzy mają całkowicie odmienne podjęcie o tym, jak generalnie ma wyglądać polska gospodarka. Tu jest pewna bliskość poglądów. Może każdy z nas ma inne doświadczenia, inną specjalizację, w inny sposób ukształtował swoje poglądy, ale to atut tej rady, a nie jej ułomność.
A to nie utrudni dyskusji?
Jest oczywiście oczekiwanie, że rada będzie w stanie dojść do czegoś, co będzie można nazwać wspólną poradą. To jest ciekawe, bo wygląda zupełnie inaczej niż w przypadku rady powołanej przez prezydenta Kaczyńskiego, gdzie świadomie rada składa się z ludzi o bardzo różnych poglądach i nie ma tam nawet potrzeby, by dochodziło do jakiejkolwiek zgody w poszczególnych sprawach. Rada ma wręcz przedstawiać prezydentowi różne stanowiska. Natomiast w przypadku rządowej Rady Gospodarczej jest oczekiwanie, że będzie w stanie przedstawiać premierowi jakiegoś typu rekomendację czy sugestię. Oczywiście może się zdarzyć, że rada nie będzie w stanie dojść do jednogłośnie popieranej opinii, wtedy premier powinien być o tym poinformowany. Ale to również jest jakąś podpowiedzią, bo mówi, jak skomplikowana jest dana sprawa.
*Witold Orłowski, profesor ekonomii, członek rad gospodarczych przy prezydencie i premierze