Przy umacniającym się złotym i zbliżonej do dzisiejszej cenie ropy, zakładam, że w wakacje kierowcy będą płacić na stacjach podobnie jak dziś. Nie przewiduję, że dojdziemy do 5 zł za litr benzyny - mówi w wywiadzie z cyklu Salon Ekonomiczny "Trójki" i Dziennika Gazety Prawnej Paweł Olechnowicz, prezes Grupy Lotos.
ROZMOWA
MARCIN PIASECKI, PAWEŁ SOŁTYS:
Od ponad pół roku mówi się o wprowadzeniu do Lotosu inwestora strategicznego. Kiedy go poznamy?
PAWEŁ OLECHNOWICZ*:
Reklama
Sam chciałbym to wiedzieć. W tym obszarze więcej się dzieje medialnie. Myślę, że temat będzie podjęty, a może zrealizowany w tym roku. Tak planuje Skarb Państwa.
Jaki inwestor panu odpowiadałby najbardziej?
Strategia firmy zakłada rozwój w kierunku poszukiwania i wydobycia ropy naftowej. Najlepiej, gdyby znalazł się ktoś, kto będzie nas w tych działaniach wspierał. Nie chodzi tylko o pieniądze, ale i zasoby surowca. Byłoby dobrze, gdyby inwestor funkcjonował na rynku ropy naftowej.
Jan Kulczyk wraz z libijskim koncernem naftowym Tam-oil, Orlen i PGNiG, rosyjski Lukoil, a może Chińczycy – to kandydaci do przejęcia akcji Lotosu. Widzi pan tu odpowiedniego inwestora?
Nie odpowiem na to pytanie. Ktoś jeszcze może się pojawić.
Kto?
Podmiot, który w poszukiwaniu źródeł wydobycia będzie definiował się transparentnie. Taki, który zostałby zaakceptowany przez polski rząd.
Będzie taki inwestor czy tylko pan tak przeczuwa?
Nie jesteśmy w sytuacji, w której szybko musimy znaleźć inwestora. Mamy poprawną kondycję finansową, przez kryzys przeszliśmy dobrze. Bilans spółki jest niezagrożony. Jednak pozyskiwanie środków na poszukiwanie ropy i ciągły rozwój nie jest proste, ponieważ idą za tym kosztowne inwestycje. Stąd pomysł na znalezienie wsparcia w partnerze strategicznym, z którym tę ekspansję można szybciej zrealizować.
Lotos w tym roku zakończy gigantyczny program „10+”, unowocześniający gdańską rafinerię. Kosztował ponad 5 mld zł. Warto było?
Generalnie jestem zadowolony z tego, co robię, ale mam świadomość niebezpieczeństw. W trakcie realizacji przedsięwzięcia długoterminowego, jakim jest program „10+”, przyszedł światowy kryzys. Udało się go przejść, ale to nie znaczy, że na rynku nie pojawią się nowe zjawiska, które mogłyby niekorzystnie wpłynąć na dalsze funkcjonowanie. W okresie najmocniejszego kryzysu parametry ekonomiczne tego przedsięwzięcia mieściły się na zadowalającym poziomie. Teraz może być tylko lepiej.
Jednak musieli państwo zaciskać pasa, zamrozić płace. Program „10+” był tego wart?
To jest sprawa odpowiedzialności za podjęte decyzje. Ludzie, którzy są przygotowani tylko na dobre rzeczy, popadają w depresję, gdy wydarzy się coś niespodziewanego. To kwestia odporności psychicznej. Krytycznym dla Lotosu (LOTOS) momentem był raport analityka pewnego zachodniego banku. Mowa w nim była o tym, że wartość naszej firmy wynosi zero. Gdybyśmy nie podjęli działań tego samego dnia, nasze akcje na koniec 2009 r. nie byłyby wyceniane na poziomie ponad 32 zł. Przypomnę, że w najtrudniejszym okresie nasze walory kosztowały blisko 7 zł. Musieliśmy na bieżąco podejmować istotne decyzje, była to ciężka praca. Nasz pakiet antykryzysowy, czyli zaciskanie pasa, uruchomiliśmy w odpowiednim momencie, przy aprobacie załogi na jego wprowadzenie. Nie tylko negocjowaliśmy z liderami związków zawodowych, spotykaliśmy się także z pracownikami, wyjaśniając, w jakiej sytuacji znalazła się spółka i co chcemy zrobić, aby temu zaradzić. To pozwoliło nam się zdyscyplinować. Nie były to wyłącznie działania zarządu i ścisłego kierownictwa, ale wszystkich pracowników Lotosu. Trzeba było zacisnąć pasa, poprawić efektywność, obniżyć koszty. Po pół roku niektórzy nam radzili, że możemy odpuścić, bo jesteśmy po dużych wydatkach, remontach. Zdecydowaliśmy się kontynuować te działania do końca roku. Dzięki temu zamiast 390 mln zł efektu na poprawę cash flow osiągnęliśmy 722 mln zł. To jest zdrowy bilans dla definiowania działań w tym roku, dlatego spokojnie mówię o pozyskiwaniu inwestora strategicznego czy finansowaniu programu rozwoju wydobycia ropy.
Gdzie pan by chciał ją wydobywać?
Chcielibyśmy wydobywać w rejonie Morza Bałtyckiego i na szelfie norweskim. To jest bezpieczny kierunek pasujący do założeń firmy. Z szelfu norweskiego ropa popłynie już w lipcu, ze złoża Yme.
Jakie będzie wydobycie?
Przez pierwszy rok wydobycie będzie to około 400 tys. ton z naszego 20-proc. udziału. Z każdym rokiem skala wydobycia będzie mniejsza ze względu na wyczerpywanie się złoża. Oczywiście, chcielibyśmy, aby było ono jak największe. Każda baryłka ropy poprawia sytuację Lotos Norge. Są przychody, są też zyski, dzięki którym można spłacać kredyty zaciągnięte na tę inwestycję. To zwiększa niezależność Lotosu.
Jak spółka będzie uczestniczyła w projekcie dotyczącym bezpieczeństwa energetycznego Polski?
Lotos już w tym projekcie uczestniczy. Wiadomo – zwiększenie przez nas produkcji to zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego kraju. Ilości zasobów, które mamy dzisiaj, są niewielkie w stosunku do potrzeb rynku. Od czegoś jednak startujemy. Początki Statoil sięgają 1975 r., teraz jest on jedną z większych firm na świecie. My też idziemy dość dobrze, osiem lat temu przeobraziliśmy Rafinerię Gdańską w koncern Lotos. A jacy będziemy za następne 8 lat? To się okaże. Myślę jednak, że na odpowiednim poziomie uczestniczyć będziemy w budowie programu bezpieczeństwa energetycznego Polski. Obecnie więcej uwagi należy poświęcić gromadzeniu zapasów surowców energetycznych w zbiornikach. Zapasy gazu muszą być większe. Jeżeli chodzi o ropę naftową, takich zbiorników nie mamy. Dlatego trzeba pomyśleć o budowie magazynów na kilkanaście milionów ton w kawernach solnych, które zabezpieczałyby nie tylko nas, ale i cały rejon Morza Bałtyckiego.
Kiedy mogłyby powstać?
Jest to perspektywa 10 – 15 lat. Pod uwagę brane są dwie lokalizacje na Pomorzu.
Kto miałby to zbudować?
Trzeba podjąć decyzję. Określić, kto realizuje projekt, na jakich warunkach. Zapasy powinny być własnością państwa, bo wtedy tylko można mówić o bezpieczeństwie energetycznym. Kto inny może tym zarządzać operacyjnie.
Zejdźmy na poziom bliższy kierowcom. Jakie będą ceny paliw na stacjach?
Dobre.
Dla kierowców czy Lotosu?
Dla obu stron. Złe ceny dla Lotosu doprowadzą do zaprzestania funkcjonowania koncernu. Równowaga musi być. Przy tym kursie waluty, umacniającym się złotym i zbliżonej do dzisiejszej cenie ropy, zakładam, że w wakacje kierowcy będą płacić na stacjach podobnie jak dziś.
Czyli nie będzie drożej?
Jeśli już, to nieznacznie. Nie przewiduję, że dojdziemy do 5 zł za litr benzyny. Ceny obowiązujące teraz są bezpieczne. Przy przeliczeniu ich na euro wychodzi, że benzynę warto kupować w Polsce, a nie za granicą. Dobrze, by ten trend się utrzymał.
*Paweł Olechnowicz, jest prezesem Grupy Lotos