Dzisiejsza sesja musiała była wyjątkowa. To było pewnie dla wszystkich graczy jeszcze przed jej rozpoczęciem. Co więcej nie było to zasługą ważnych danych makroekonomicznych, ani też wyników finansowych spółek, bo jednych ani drugich nie było. Konkretnie mówiąc – nie było niczego poza datą.

Dziś wygasały instrumenty pochodne, a więc kontrakty terminowe i opcje, a przez to cały handel był podporządkowany tylko temu wydarzeniu.

W tym miejscu warto przypomnieć, że całe rozliczanie kontraktów ma miejsce w ostatniej godzinie sesji i dlatego początek dnia standardowo nie przynosi większych zmian. Tak też było i tym razem. WIG20 przebywał na minusach i popyt mozolnie próbował dojść do poziomu wczorajszego zamknięcia. Efekty tych prób były żadne, ale jak się okazało – także zupełnie niepotrzebne. Po wybiciu godziny 15:10 indeks największych spółek jak z procy wystrzelił dwa procent w górę i w ten niezwykle zaskakujący sposób WIG20 stanął przed szansą ataku ostatnich szczytów na poziomie 2500 pkt. Jednak aż tyle kapitału byki nie miały i cały ten sztuczny wzrost został momentalnie zniesiony na fiksingu. Widać, aż nazbyt wyraźnie, jak mocno dużym inwestorom zależało na rozliczeniu kontraktów jak najwyżej i dzięki swoim ruchom doprowadzili do korzystnego dla nich zakończenia. Bardzo silne wrażenie po sesji pozostawia obrót. W trakcie takich sesji na ogół jest większy niż zazwyczaj, ale dzisiejsze ponad 4,3 mld złotych to prawdziwy rekord. Z podobną wartością mieliśmy do czynienia ostatni raz podczas debiutu PGE, a więc niemal pół roku temu.

Należy też zauważyć, że sztuczność zmian na głównym indeksie była podkreślana przez absolutny brak zainteresowania szerokim rynkiem. mWIG40 i sWIG80 pozostały daleko z tyłu jeśli chodzi o zmienność i obroty. Z tego też powodu ewidentnie można stwierdzić, że na naszym rynku dużo większą rolę zaczynają odgrywać zachodnie inwestycje, bo to ich ulubieńcami są blue chipy. Jeszcze w trakcie trwania końcówki naszego handlu rozpoczęła się sesja w Stanach, a tam z kolei
inwestorzy zostali zaskoczeni niespodziewaną podwyżką stopy procentowej w Indiach, co spowodowało spadki. My na takie „drobiazgi” już nie reagowaliśmy, bo w ostatnich minutach znacznie większą siłę miały lokalne przepychanki popytu i podaży.

Podsumowując cały tydzień inwestorzy nie dostali żadnych wyraźnych sygnałów. Chociaż zachodnie parkiety wyszły na nowe roczne maksima to nasz WIG20 zaledwie otarł się o szczyty. Ostatni dzień i towarzysząca mu zmienność nie jest niczym wybitnie dziwnym, więc trzeba spokojnie przeczekać weekend, ponieważ dopiero poniedziałek pokaże faktyczny stan rynku. Żeby oficjalnie zmienić sentyment na negatywny indeks musiałby spaść poniżej 2350 pkt.

Reklama