Chiny rozpoczęły wczoraj cenzurowanie chińskiego serwisu wyszukiwarki Google’a, sygnalizując stanowczą odpowiedź na decyzję amerykańskiej firmy o zerwaniu przez nią czteroletniej współpracy w zakresie przestrzegania rygorystycznych zasad cenzury w tym kraju.

Powstrzymując się od całkowitej blokady Google’a, chińskie władze najwyraźniej filtrują rezultaty wyszukiwania bardziej agresywnie niż ma to miejsce w przypadku innych zagranicznych stron internetowych.

Google w poniedziałek ogłosił swoją decyzję o zakończeniu współpracy z miejscowymi cenzorami i zamiast tego przesyła zadania dla wyszukiwarki z Chin do Hongkongu. Koncern stwierdził, że rozwiązanie to „w znaczący sposób zwiększy dostęp do informacji dla ludzi w Chinach”.

CZYTAJ TAKŻE: Google przestaje cenzurować wyniki wyszukiwania w Chinach

Ale oświadczenie zostało wczoraj praktycznie podważone przez użytkowników Internetu w Chinach. Na wiele politycznie drażliwych zapytań, lokowanych na wyszukiwarce z Hongkongu przez internautów z Chin kontynentalnych, pojawiały się puste odpowiedzi.

Reklama

Szukanie w Google nazwisk chińskich przywódców kończyło się informacją o błędach, że „strona nie może być wyświetlona”, podczas gdy identyczne wyszukiwania dawały rezultaty na stronach w samych Chinach, podobnie jak na witrynach innych zagranicznych wyszukiwarek.

„Na krótką metę najwyraźniej przegrali chińscy użytkownicy” – mówi Rebecca MacKinnon, ekspert ds. chińskiego Internetu – „W dłuższej perspektywie, skutki bardzo trudno jest przewidzieć. W takiej sprawie nie mamy żadnego precedensu”.

Jednak podejmując agresywne działania wobec Google’a, chińskie władze zaniechały całkowitej blokady dostępu do wyszukiwarki w Hongkongu, czego obawiało się wielu ekspertów.

CZYTAJ TAKŻE: Przełomowa data w historii chińskiego internetu

Rob Faris, dyrektor badań Centrum Berkmana ds. Internetu i Społeczeństwa Uniwersytetu Harvarda, określił zastosowanie bardziej rygorystycznych filtrów mianem „reakcji pośredniej”. I dodał: „Wielu z nas spodziewało się, że dokonają całkowitej blokady Google’a. Nie wiem, co ich powstrzymuje”.

Chiny nie próbują ingerować w rezultaty Google’a wyświetlane w Hongkongu, który ma przez 50 lat gwarancje wolności słowa na podstawie porozumienia, które zapewniło powrót byłej kolonii pod kontrolę Pekinu.

Przedstawiciel Biura Informacji Rady Państwowej, jednego z organów odpowiedzialnych za cenzurę w Internecie, cytowany przez oficjalny serwis prasowy określił decyzję Google’a, jako „całkowicie złą” i powiedział, że firma złamała „pisemną obietnicą, złożoną przy wejściu na chiński rynek”.

Ministerstwo spraw zagranicznych starało się ograniczyć polityczne implikacje, płynące z tej konfrontacji, twierdząc, że jest to pojedyńczy incydent handlowy.

CZYTAJ TAKŻE: Google zrywa sojusz z Pekinem

„Nie dostrzegam tu żadnego wpływu na stosunki chińsko-amerykańskie, chyba że ktoś będzie dążył do upolitycznienia sprawy. Nie widzę też żadnego wpływu na międzynarodową pozycję Chin, chyba że ktoś będzie chciał z tego uczynić problem” – powiedział Qin Gang, rzecznik ministerstwa spraw zagranicznych.

„I to nie Chiny podważają tą pozycję, lecz Google”.

Analitycy są zdania, iż trzeba poczekać, czy Pekin powstrzyma od dalszego odwetu. Po ogłoszeniu w styczniu decyzji przez Google’a, Pekin początkowo zajął postawę wyczekującą i próbował traktować sprawę, jako kwestię czysto komercyjną, ale ostatecznie przeszedł na ostre oskarżenia pod adresem rządu USA.