Spadek EUR/CHF to pochodna ogólnej słabości euro. Z jednej strony, mają na to wpływ obawy związane z sytuacją zadłużonej Grecji. Przy czym, inwestorów nie tyle już niepokoi to, czy kraj ten zbankrutuje, co pewna instytucjonalna słabość Strefy Euro, która nie może uzgodnić konkretnego pakietu pomocowego.

Z drugiej strony notowania euro spychają w dół, znacznie lepsze perspektywy szwajcarskiej niż europejskiej gospodarki (a więc i wizja szybszych podwyżek stóp procentowych w Szwajcarii). Ten czynnik jednak już wkrótce może przestać się liczyć, gdyż trwające od trzech miesięcy osłabienie wspólnej waluty do dolara, franka i jena, będzie wspierało europejski eksport, natomiast spadek EUR/CHF może mieć negatywny wpływ na wyniki szwajcarskiej gospodarki.

Jest też trzeci powód przeceny EUR/CHF. To swoista gra z Narodowym Bankiem Szwajcarii (SNB). Od ponad roku deklaruje on, a wczoraj te deklaracje powtórzył prezes SNB, że będzie przeciwdziałał nadmiernemu umocnieniu franka, żeby wesprzeć eksporterów i przeciwdziałać nawrotowi deflacji. Wygląda na to, że inwestorzy postanowili powiedzieć bankowi "sprawdzam", spychając kurs EUR/CHF na coraz niższe poziomy i czekając na interwencję.

Od trzech miesięcy na wykresie EUR/CHF dominuje strona podażowa. Ostatnie dwa tygodnie przyniosły zdecydowane przyśpieszenie trendu spadkowego. Efektem są zarówno nowe historyczne minima, jak i coraz silniejsze wyprzedanie. Tyle tylko, że wyprzedanie to zbyt mało do wygenerowania ruchu korekcyjnego. Jej ryzyko jednak rośnie z każdym dniem spadków. Podobnie, jak i ryzyko interwencji ze strony SNB. Ostatnia taka interwencja miała miejsce 5 lutego br. Wówczas w ciągu kilkunastu minut kurs EUR/CHF wzrósł z 1,4616 do 1,4815. Wtedy udało się wyhamować na pewien czas trend spadkowy. Euro wróciło bowiem w okolice 1,46 dopiero miesiąc później. Teraz prawdopodobnie też to się uda.
O godzinie 7:47 kurs EUR/CHF testował poziom 1,4256 wobec 1,4265 wczoraj na zamknięciu i wobec dzisiejszego minimum na 1,4229.

Reklama