W czwartek wieczorem dowiedzieliśmy się, że Grecja wywalczyła gwarancję wsparcia finansowego krajów strefy euro oraz Międzynarodowego Funduszu Monetarnego. Na szczycie w Brukseli politycy ustalili, że dwie trzecie środków z puli przekraczającej 20 mld euro pochodzić będzie z bilateralnych pożyczek, które w razie konieczności Grecja będzie zawierać z poszczególnymi członkami unii walutowej. Resztę środków dostarczy MFW, przed którego interwencją wyraźnie wzbraniała się m.in. Francja obawiająca się nadmiernego uzależnienia strefy euro od Stanów Zjednoczonych.

Inwestorzy na rynku walutowym przyjęli tę wiadomość z umiarkowanym optymizmem: euro odbiło się od poziomu 1,327 USD i w piątek rano kurs poruszał się w okolicy 1,334 USD. W Azji na rynkach akcji indeksy rosły o ponad 1 proc. Wczoraj wieczorem, kiedy nie wiadomo było czy Grecja znajdzie potrzebne poręczenia, na wartości zyskiwał dolar, a taniały surowce. Tuż przed zakończeniem sesji na Wall Street indeksy oddały całe ponad jednoprocentowe wzrosty, głównie za sprawą spółek energetycznych i surowcowych.

Na rynku obligacji inwestorzy pozbywali się amerykańskich papierów o długim terminie zapadalności, co sprawia, że krzywa dochodowości staje się rekordowo stroma. Jest to rezultat wspólnego działania kilku czynników: rosnących oczekiwań inflacyjnych, olbrzymich emisji długu przez wszystkie największe gospodarki świata czy negatywnego wpływu reformy zdrowotnej na budżet USA. W tym tygodniu wyraźnie osłabił się popyt na nowe emisje pięcio- i siedmioletnich obligacji USA.