Raporty makro nie miały żadnego wpływu na nastroje, bo były to weryfikacje już znanych danych. Taniejące przed incydentem obligacje (na Morzu Żółtym zatonął południowokoreański okręt, a agencje donosiły, że mogła go trafić północnokoreańska torpeda) szybko zmieniły kierunek i zakończyły dzień wzrostem. Odnotować jednak trzeba to, co powiedział w sprawie obligacji Alan Greenspan, były szef Fed. Stwierdził, że zachowanie rynku obligacji (duży wzrost rentowności) to taki kanarek w kopalni, czyli wczesny sygnał ostrzegawczy, który zapowiada dalszy wzrost rynkowych stóp procentowych. Tym razem muszę się z Greenspanem w pełni zgodzić. To już druga taka, po Billu Grossie, wypowiedź. Duży wzrost rentowności to jednocześnie duży wzrost rynkowych stóp procentowych, a to zaszkodziłoby gospodarce, a więc i giełdzie.

Indeksy giełdowe od początku sesji rosły (mówiło się o porozumieniu w sprawie Grecji, ale to był już kompletnie nierealny powód), ale gracze po zimnym prysznicu w czwartek byli bardzo ostrożni. Można powiedzieć, że czekali na pretekst do sprzedaży akcji. Dostarczył im go incydent na Morzu Żółtym, ale to nie jest prawdziwy powód powrotu do czwartkowego zamknięcia. Rynek po prostu musi po wzrostach odpocząć.

GPW zachowywała się w piątek od początku dnia znakomicie. Pisałem w piątek rano, że sesja jest dosyć ważna, bo bykom będzie zależało na tym, żeby odepchnąć WIG20 od poprzedniego oporu i nie wrócić pod 2.470 pkt. Oczekiwałem początku spadkowego (reakcja na zakończenie sesji w USA), ale nasz rynek wybrał reakcję na porozumienie w sprawie Grecji. WIG20 wzrósł o około pół procent. Co prawda potem szybko zawrócił i zabarwił się na czerwono, ale znowu został wyprowadzony na niewielkie plusy i rozpoczął się marazm.

Po pobudce w USA, bez żadnych zewnętrznych impulsów, indeks znowu wrócił do poziomu z czwartku, ale były to tylko takie gry na przeczekanie. Tak jak i inne giełdy, czekaliśmy na Amerykanów. Warto zauważyć, że nie powielaliśmy zachowania rynku węgierskiego, gdzie BUX tracił około 1,5 procent. Okazało się, że nie powielaliśmy jedynie do czasu. Na około pól godziny przed rozpoczęciem sesji w USA „niedźwiedzie” zlecenia koszykowe zaatakowały rynek i indeksy zaczęły mocniej spadać. Wzrostowy początek sesji w USA zahamował apetyt niedźwiedzi. WIG20 wrócił w okolice czwartkowego zamknięcia i bez większych emocji tam dzień zakończył. Takie zakończanie nie ma żadnego znaczenie prognostycznego.

Reklama