Państwo w Polsce jest wyjątkowo niewydolne. Wszystko, co państwowe, kojarzy się z bylejakością, niemożnością zmian, z polityką.
Na pewno nie z rachunkiem ekonomicznym, nie wspominając o czymś tak abstrakcyjnym jak zadowolenie klienta. W instytucjach państwowych przecież nie ma klientów. Są petenci.
Nikt nie podważa podstawowych funkcji państwa, takich jak obronność, wymiar sprawiedliwości, podstawowa edukacja i ochrona zdrowia, pomoc najbiedniejszym. Ale już od tego momentu rozpoczyna się spór wśród ekonomistów. Jedni uważają, że na tym kończy się rola państwa w gospodarce, inni, że katalog zadań jest znacznie bardziej rozległy. Ci drudzy często podają przykłady innych krajów, gdzie szerszy katalog zadań niż te podstawowe może być sprawnie przez państwo wykonywany. Nie sposób jednak na podstawie skuteczności działania instytucji w jednym kraju wyciągnąć wniosków, że ten sam zestaw instytucji będzie tak samo sprawnie działał w innym. Innymi słowy, wiele rozwiązań instytucjonalnych sprawdzonych na świecie w Polsce może po prostu nie zadziałać.
Paradoksalnie, kraj wychodzący z realnego socjalizmu, gdzie państwo decydowało niemal o wszystkim, ma mniej sprawne instytucje niż państwa z historią gospodarki rynkowej, w której instytucje te przez wiele lat były poddane testom skuteczności.
Socjalizm rozleniwia, a socjalizm w wydaniu radzieckim rozleniwia doskonale. Tak właśnie stało się niestety z większością instytucji, które pozostały państwowe. Przekonanie, wyniesione świadomie czy nieświadomie z realnego socjalizmu, że państwo przecież zawsze pomoże, powoduje, że efektywność, sprawność działania, wynik finansowy, zadowolenie klientów nie stanowią prawdziwych celów działania. Spójrzmy na przedsiębiorstwa czy instytucje państwowe. PKP, Poczta Polska, ZUS, urzędy skarbowe. Zadania realizowane przez te podmioty jakością swą mają bliżej do PRL niż do oferowanej przez przeciętne polskie przedsiębiorstwo w 2010 roku. Zauważmy, że wymienione powyżej instytucje użyteczności publicznej nie mają konkurencji, mają zapewniony monopol (przynajmniej przez jakiś czas) i znane są z niskiej jakości usług, wysokich kosztów i przerostów zatrudnienia.
Reklama
Czy tak musi być? Czy państwowe musi znaczyć niemiłe, drogie w utrzymaniu, nieefektywne? Bez wątpienie można znaleźć na świecie przypadki, gdzie tego typu instytucje działają znacznie sprawniej i efektywniej. Ale niestety na wschód od Łaby mamy do czynienia z wyjątkową słabością instytucji państwowych. W jakimś stopniu jest to wynik słabego państwa. A państwo nie może być duże (w zakresu obowiązków) i jednocześnie efektywne.
Mam olbrzymią sympatię do logo Poczty Polskiej, ale widząc jej skrajną niewydolność, od niedostarczania listów na czas poprzez niemożność regulowania płatności kartą kredytową w oddziałach poczty, nie mogę doczekać się 2013 roku, kiedy zniknie jej monopol na świadczenie usług w Polsce. Przy całej nostalgii do PKP mam wrażenie, że jedynym sposobem na istotną poprawę jakości usług można będzie liczyć dopiero wtedy, kiedy wejdzie na polskie tory Deutsche Bahn. Gorzej z administracją publiczną, tu konkurencja się raczej nie pojawi. Pewna nadzieja jest jeszcze w samorządach. Dziś widać różnicę pomiędzy tym, co jest ogólnopaństwowe, a tym co samorządowe. Samorządy, choć wciąż w sposób niedoskonały, ale rok w rok dokonują realnych zmian w usługach publicznych. Widać to m.in. w szkolnictwie, gdzie zmieniany są ewidentnie na lepsze. W tempie wolniejszym niż w części rynkowej gospodarki, ale widoczne. Podobnie zresztą jest z infrastrukturą: wielkie inwestycje publiczne na poziomie krajowym dopiero się ostatnio rozkręciły, podczas gdy samorządy (jedne lepiej, drugie gorzej) dokonują tych przemian przez cały okres transformacji.
Niestety obawiam się, że jakość państwa nie wynika wyłącznie z tego, jakie ekipy polityczne w danym okresie sprawują władzę. To raczej odziedziczone z poprzedniego systemu instytucje – finansowane od zawsze z pieniędzy państwowych, nierozumiejące zmian gospodarczych, które zaszły w ostatnich 20 latach – nie chcą się zmienić. Nie wierzę w możliwość ich reformowania od wewnątrz. Dwadzieścia lat mamy już stracone. Jeśli nie chcemy stracić kolejnych 10 czy 20, powinniśmy podjąć bardziej radykalne kroki. To, co się da, trzeba sprywatyzować, wpuścić konkurencje, przekazać więcej zadań (i udziału w podatkach) samorządom. A państwo skupić na zadaniach podstawowych.