"W porównaniu do wczorajszej sesji zmieniło się tyle, że zakres wahań WIG20 poszerzył się o kilka punktów. Dane z USA tym razem rozczarowały, ale w zasadzie liczą się już tylko święta" - ocenił analityk Open Finance, Emil Szweda.

Dodał, że dzisiejsze notowania na GPW miały równie mało stresujący przebieg co wtorkowe. Wahania WIG20 wahały się między 2 490 a 2 517 pkt (wczoraj 2 491-2 513), zamknięcie wypadło niemal w tym samym miejscu co wczoraj. "Mieliśmy jednak dziś znacznie większy tłok w kalendarium, a publikacje danych tym razem nie dały jednoznacznych wskazań. Na początek dobra informacja opublikowana tuż przed zamknięciem handlu na GPW - zamówienia na dobra trwałe (nie licząc wydatków na samochody) w USA wzrosły o 1,4 proc., a oczekiwano wzrostu o 0,9 proc. Zamówienia w przemyśle także okazały się wyższe od oczekiwań. Ale to nie wystarczyło, żeby WIG20 mógł zakończyć sesję wzrostem, choć rozstrzygnął o tym dopiero końcowy fixing, kiedy widać już było, że Wall Street nie ma siły na piąty kolejny wzrost" - zaznaczył Szweda.

Jego zdaniem, nie tylko realizacją zysków można tłumaczyć początkowy spadek na Wall Street. Wcześniej inwestorzy dowiedzieli się, że indeks aktywności wytwórczej w regionie Chicago spadł do 58,8 pkt (oczekiwano spadku do 61 pkt), a według badań ADP amerykańska gospodarka straciła w marcu 23 tys. etatów (a liczono na wzrost ich liczby o 40 tys.). "Oficjalne - rządowe - dane z rynku pracy, opublikowane zostaną w piątek, kiedy giełdy akcji na całym świecie nie będą pracowały. Dlatego część inwestorów, obawiających się tej publikacji, mogła myśleć o sprzedaniu akcji dziś, bo jeśli dane okażą się niekorzystne, to po weekendzie (który w Polsce będzie trwał o dzień dłużej niż w USA) - uznał analityk Open Finance.

W środę WIG20 stracił ostatecznie 0,42 proc. i wynosi 2 495,60 pkt. WIG spadł o 0,33 proc. i wynosi 42 446,51 pkt. Obroty sięgnęły 1,6 mld zł.

Reklama