Na pytanie o budżet walki i zarobki dla bokserów menedżer Kliczki Bernd Boente zasłaniał się tajemnicą. Uchylił jednak jej rąbka, dając do zrozumienia, że walka nieprzypadkowo odbędzie się na stadionie Veltins Arena w Gelsenkirchen.

Stadion pełen Polaków

– W tym mieście, a także w Essen czy w Dortmundzie, mieszka bardzo wielu Niemców polskiego pochodzenia – mówił Boente. – Wystarczy spojrzeć na skład grającego na tym stadionie Schalke. Jest tam mnóstwo piłkarzy z polskimi korzeniami. Tak samo jest wśród kibiców. Liczymy, że przyjdą na walkę Witalija z Albertem. Wcześniej myśleliśmy o pojedynku z Tomaszem Adamkiem, ale niestety nie doszliśmy do porozumienia – przyznał.
Sosnowski za walkę z Ukraińcem ma zarobić milion dolarów brutto, czyli ok. 600 tys. netto. Takich pieniędzy polscy bokserzy na co dzień nie zarabiają. Kliczko jako wielka gwiazda w Niemczech zarobi więcej – 3 mln euro. Ale to tylko część zarobków. Ukrainiec zorganizował walkę na wielkim 70-tysięcznym stadionie, licząc na to, że zapełni się on w komplecie polskimi kibicami. Zwykle walki bokserskie organizuje się w halach mieszczących nie więcej niż 20 tysięcy osób.
Reklama
Promotorem walki Kliczko – Sosnowski jest... sam Kliczko. A konkretniej firma Klitschko Management Group (KMG), należąca do Witalija i jego brata Wołodymira. Szacunkowo KMG na walce zarobi ok. 5 mln euro. Poddaniu do tego gaży Witalija za walkę wychodzi wcale niezła sumka. Bracia Kliczko wiedzą, jak zarabiać i inwestować pieniądze. W końcu Witalij to najlepiej wykształcony bokser na świecie – jest doktorem filozofii na Uniwersytecie w Kijowie. Zapytany o to, gdzie inwestuje, odpowiedział wczoraj: – Najlepszą inwestycją są moje dzieci. Mam ich trójkę: Igora – 10 lat, Lizę – 7 lat i Maksyma – 5 lat. Mam plan, że każde z nich ukończy Uniwersytet Harvarda, a to kosztuje naprawdę duże pieniądze – zdradził Witalij.
Tak naprawdę bracia Kliczko inwestują nie tylko w dzieci. Obaj mają kilka rezydencji w różnych krajach świata, m.in. Los Angeles i Hamburgu. Ich domem pozostaje jednak Kijów. Są tam właścicielami najbardziej ekskluzywnego centrum handlowego w mieście – City Areny. Czteropiętrowy budynek mieści najelegantsze, superdrogie sklepy w mieście i salony ekskluzywnych aut – Bentleya i Lamborghini. W City Arenie jest też najdroższa dyskoteka w mieście, w której za wstęp trzeba płacić 30 dolarów.

Tak jak Golden Boy

KMG też jest dość śmiałym pomysłem biznesowym. Wcześniej na taką skalę własną firmę promocyjną rozkręcił tylko Oscar de la Hoya. Kiedy wyrwał się spod opieki Dona Kinga, postanowił sam być swoim promotorem i założył firmę Golden Boy Promotion. Teraz opiekuje się dwudziestką bokserów, a jego firma mieści się w MGM Grand Hotelu w Las Vegas, gdzie de la Hoya organizuje wszystkie walki swoich zawodników i ma spore udziały w tamtejszym kasynie.
Na wczorajszej konferencji jeden z dziennikarzy zdenerwował Kliczkę, pytając go, czy wybrał sobie na rywala tak mało znanego zawodnika jak Sosnowski, żeby zakończyć karierę zwycięstwem. Irytacja Kliczki miała drugie dno. Wymarzył on sobie, że karierę zakończy, walcząc na otwarciu Stadionu Olimpijskiego w Kijowie – areny modernizowanej na finał Euro 2012. Na pewno stadion też by się zapełnił. Ale to nie na zwykłych kibicach KMG zarobiłoby najwięcej. Nowy stadion ma mieść kilkadziesiąt lóż VIP-owskich. W Gelsenkirchen bilety na takie miejsca kosztują 602 euro. Podczas gdy na spotkania Ligi Mistrzów Dynama Kijów za VIP-owskie wejściówki trzeba było zapłacić po 3 tysiące dolarów. I to na przestarzałym obiekcie Dynama. Na walkę Kliczki ceny byłyby na pewno podobne albo i wyższe. Zysk z walki w rodzinnym mieście byłby gigantyczny. Teraz okazuje się, że stadion w Kijowie przed Euro 2012 może w ogóle nie powstać – budowa ma wielomiesięczne opóźnienie. Kliczko na pewno słyszał irytację szefa UEFA Michela Platiniego, który zapowiedział, że Ukraina może stracić Euro 2012.

Miłe wspomnienia z Warszawy

Ta wiadomość zapewne smuci także Kliczkę polityka. Witalij stoi bowiem na czele partii Kliczko Blok. Jego politycznym celem numer jeden jest wygrana w wyborach na mera Kijowa. Wczoraj bokser przyznał, że czas spędzony poza halą treningową i bokserską niemal w całości poświęca na działania polityczne.
– Jesteśmy młodym krajem, niepodległym od mniej niż 20 lat. Mamy jednak gigantyczny potencjał ekonomiczny. Euro 2012 może pomóc naszej gospodarce odrobić straty do reszty Europy. Sport daje naprawdę wielką szansę na zmianę naszego kraju na lepsze – mówił starszy z braci Kliczków na konferencji w warszawskim Hiltonie. Wizyta w stolicy Polski była dla niego okazją do wspomnień. W 1995 r. bracia Kliczko przez rok mieszkali w Warszawie. Wołodymir boksował w klubie Gwardia, a Witalij studiował na AWF i uprawiał kick-boxing. O wielkiej sławie i pieniądzach jeszcze wtedy nie marzyli. – Mam stąd same dobre wspomnienia. Zostawiłem w Warszawie wielu przyjaciół. Byłem tu bardzo szczęśliwy – wspominał Witalij.
Miłych słów nie żałował także Sosnowskiemu, którego uważa za bardzo utalentowanego boksera. – On przypomina mnie samego przed laty. Kiedy stawałem w ringu z Lennoksem Lewisem, też nikt na mnie nie liczył. Dlatego niech nikt mi już więcej nie mówi, że będę walczył ze słabym bokserem. Ocenimy to po walce – zaapelował Kliczko.