Ostatni kwartał to najlepszy okres w tej branży. Polacy wydają na prezenty dla swoich pociech od 300 do nawet 400 mln zł. Jeszcze można coś z tego uszczknąć.
Przyjmuje się, że nakłady poniesione na rozkręcenie sklepu z zabawkami odzyskuje się średnio po 1 – 1,5 roku.
– Dla nowo otwartego sklepu dobry okres przedświąteczny może oznaczać zwrot większości zainwestowanych pieniędzy zaledwie w ciągu trzech miesięcy – mówi Robert Momocki, współwłaściciel sieci Toy Planet, która obecnie liczy 20 sklepów.
Warto więc zaryzykować i rozpocząć biznes w tej branży.

Za i przeciw

Reklama
Odstraszać może duża konkurencja. Szacuje się, że w kraju działa około 4,5 tys. sklepów z zabawkami. Oprócz tego jest przynajmniej kilkadziesiąt sklepów internetowych, które generują już 10 proc. sprzedaży na wartym ponad 1,4 mld zł rynku. Dodatkowym utrudnieniem jest rosnąca konkurencja ze strony hiper- i supermarketów. Te w ciągu ostatnich dwóch lat nasiliły znacząco swoje promocje na zabawki w najgorętszych okresach handlu, by w ten sposób przyciągnąć klientów. Mowa o maju, kiedy robi się prezenty na I Komunię Świętą i Dzień Dziecka, czerwcu, kiedy wynagradzamy dzieci za dobre świadectwa szkolne, oraz grudniu, kiedy przygotowujemy prezenty na mikołajki i gwiazdkę.
Mimo rosnącej konkurencji marże na zabawki wciąż utrzymują się jednak na wysokim poziomie. Wahają się od 35 do 50 proc. Poza tym zachęcać może krótki czas potrzebny na przygotowanie sklepu do otwarcia. Wystarczy miesiąc na adaptację lokalu oraz zakup i prezentację towaru.
Wreszcie przyciągać mogą niewysokie koszty uruchomienia działalności. Na mały sklep o powierzchni 40 mkw., otwierany na osiedlu lub w centrum miasta, wystarczy 60 – 70 tys. zł. Jeśli jakość jego wykończenia i wyposażenia ma być wysoka, a do tego mają być w nim oferowane wyłącznie markowe towary, potrzebne będzie 100 tys. zł.
– Dwa razy tyle wydamy na sklep w centrum handlowym, gdzie wymagany jest dużo wyższy standard wykończenia. Przyjmuje się, że na zakup asortymentu do małego sklepu potrzeba około 2 tys. zł na 1 mkw. A w dużej placówce, liczącej ponad 80 mkw., koszty te obniżają się do 1,5 tys. zł – tłumaczy Robert Momocki.
Jak dodaje Radosław Czarnecki, właściciel hurtowni zabawek Czarek, na zakup towaru do niewielkiego sklepu wystarczy już 30 tys. zł.

W co się bawić

– Zapełnienie regału sklepowego od góry do dołu zabawkami to wydatek rzędu 5 tys. zł. Kolejne kilka tysięcy wydamy na wypełnienie standu reklamowego. Choć mieszczą się tam małe produkty, to potrzeba ich bardzo wiele, by przyciągały wzrok kupujących – wylicza Radosław Czarnecki.
W sumie, jak podliczają eksperci, sklep powinien oferować przynajmniej 2 tys. produktów.
A na jakie zabawki postawić? Przede wszystkim na kreatywne, multimedialne. Dobrze też sprzedają się klocki lego oraz zabawki na licencji Disneya.
W sprzedaży klocków lego specjalizuje się jednak około 100 sklepów w Polsce. Tylko one są w stanie zaproponować, obok hipermarketów, atrakcyjne ceny tych produktów. A to dlatego, że pozyskują je bezpośrednio od producenta. Zamawianie kloców lego za pośrednictwem hurtowni mija się z celem, bo ceny w nich są takie same jak w sklepach.
W Polsce struktura popytu przedstawia się następująco: na zabawki pluszowe, konstrukcyjne, puzzle, klocki przypada ponad 40 proc. rynku, kolejne 20 proc. należy do lalek.
Poza tym warto zainwestować w zabawki aktualnie reklamowane. Przed świętami Bożego Narodzenia potrafi być promowanych jednak od 150 do nawet 200 zabawek. Zgromadzenie ich wszystkich pod jednym dachem, w ilościach zaspokajających zapotrzebowanie ze strony konsumentów, jest niemożliwe nawet dla dużego sklepu. A to oznacza, że właściciel sam musi zdecydować, które zabawki włączyć do swojej oferty.
– To będzie trudne dla osoby, która nie ma doświadczenia w branży. Prawidłowy dobór asortymentu nie jest rzeczą łatwą. Dlatego zakładając sklep, warto przemyśleć przystąpienie do sieci – uważa Robert Momocki.
Jak dodaje, właściciel takiej placówki może liczyć na fachowe doradztwo w zakresie zakupu towaru.

W sieci czy nie

– Mamy kilkuletnie doświadczenie. Sprawdziliśmy na własnych błędach, co cieszy się największą popularnością. Dlatego jesteśmy w stanie dobrze doradzić naszym partnerom – mówi Robert Mamocki.
Co więcej, przedsiębiorcy przystępującemu do grupy odchodzi też problem, skąd pozyskać towar. Jego dostawcą jest bowiem właściciel sieci sklepów. To ma swoje dobre strony, bo można liczyć na sporą oszczędność przy zamówieniach. Efekt skali pozwala wynegocjować dużo większe upusty u importerów i producentów, niż może osiągnąć pojedynczy sklep.
Jednak nie ma nic za darmo. Zakup licencji na prowadzenie sklepu w sieci to wydatek od 1 do 10 tys. zł. Oprócz tego właściciel placówki musi liczyć się z comiesięczną opłatą rzędu 3 proc. od osiąganego obrotu.
Przedsiębiorcom, którzy wolą poprowadzić biznes na własną rękę, pozostaje więc zakup towaru w jednej z kilkuset hurtowni specjalizujących się w sprzedaży zabawek. Mogą też próbować nawiązać kooperację bezpośrednio z producentami i importerami. Największe szanse na nawiązanie współpracy mają jednak z polskimi wytwórcami, którzy niechętnie wstawiają swoje produkty do hipermarketów ze względu na wysokie opłaty półkowe, jakie temu towarzyszą.
Nie należy też się obawiać, że już jest za późno, by otworzyć sklep z zabawkami.
Jak sprawdziliśmy, większość hurtowni jest w stanie zapełnić sklep, także najbardziej popularnymi zabawkami, w ciągu jednego dnia.
– Wystarczy tylko złożyć zamówienie i przyjechać po odbiór towaru. Jeśli to my dostarczamy zamówione zabawki, realizacja zamówienia jest dokonywana po przelaniu pieniędzy na nasze konto – mówi Radosław Czarnecki.
ikona lupy />
Sprzedaż zabawek rośnie o ponad 10 proc. rocznie / DGP