"Naszym punktem odniesienia powinny być najwyższe standardy na świecie, by chronić obywateli, glebę i wodę przed skażeniem radiologicznym" - powiedział unijny komisarz ds. energii Guenther Oettinger na konferencji prasowej.

Tymczasem - podkreślił - mimo że od uruchomienia pierwszego reaktora jądrowego (Calder Hall w Wielkiej Brytanii w roku 1956) upłynęło już ponad 50 lat, w dalszym ciągu w UE brakuje ostatecznych składowisk odpadów. Dlatego większość z 7 tys. metrów sześciennych najgroźniejszych odpadów wysokoaktywnych wytwarzanych co roku w UE trafia do miejsc tymczasowego przechowywania, płytko pod ziemią albo na powierzchni, co stwarza zagrożenie dla człowieka i środowiska naturalnego.

Projekt przewiduje wspólne, unijne normy bezpieczeństwa w zakresie składowania wypalonego paliwa jądrowego oraz odpadów promieniotwórczych pochodzących z elektrowni jądrowych bądź szpitali czy laboratoriów naukowych. KE chce, by w 2015 r., czyli po czterech latach od wejścia dyrektywy w życie, rządy przedstawiły krajowe programy określające czas, miejsce, dokładny harmonogram oraz sposób budowy ostatecznych składowisk odpadów i zarządzania nimi. KE zastrzega, że będzie mogła narzucić zmiany w tych krajowych programach.

Takie plany działania mają już Finlandia, Szwecja i Francja, które miejsca stałego składowania będą miały do 2020-2025 r - podkreślił Oettinger.

Reklama

Na konferencji prasowej komisarz opowiedział się za składowaniem odpadów w wyselekcjonowanych przez ekspertów miejscach na głębokości co najmniej 300 metrów - w zależności od struktury geologicznej. Ponieważ nie wszystkie kraje mają odpowiednie warunki, KE dopuszcza budowę wspólnych magazynów przez grupę państw. Jednocześnie przewiduje zakaz eksportu odpadów promieniotwórczych poza terytorium UE w celu ich ostatecznego składowania. Oettinger tłumaczył, że w kraju trzecim nie ma gwarancji spełnienia najwyższych standardów. Uznał to też za niekorzystne z politycznego punktu widzenia. Dodał, że odpady z UE były dotąd wysyłane głównie do Rosji.

Projekt zakłada powołanie niezależnych organów, które będą przyznawać zezwolenia na budowę i przeprowadzą analizę bezpieczeństwa w odniesieniu do poszczególnych składowisk.

W ten sposób dyrektywa zapewni unijne ramy dla stosowania przez wszystkie państwa członkowskie norm opracowanych w ramach Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Oczywiście, kraje będą miały pełną swobodę w ustaleniu u siebie jeszcze bardziej wyśrubowanych standardów bezpieczeństwa.

Propozycja KE została zgłoszona na podstawie traktatu o Europejskiej Wspólnocie Energii Atomowej (Euratom), zgodnie z którym UE ma kompetencje do ochrony ludności przez promieniowaniem jonizującym. O jej przyjęciu, z ewentualnymi zmianami, zadecydują rządy krajów członkowskich bez prawa Parlamentu Europejskiego do współdecydowania.

Spośród 27 krajów UE, 14 posiada elektrownie atomowe, które są źródłem największej liczby odpadów radioaktywnych. Dwa kolejne - Polska i Włochy - mają w planach budowę takich elektrowni. Ze 143 działających obecnie elektrowni, 58 znajduje się we Francji.

"Polska nie ma odpowiedniego składowiska odpadów wysoko - i średnio-radioaktywnych. Były pewne koncepcje jego budowy, ale upadły. Obecnie w gronie specjalistów trwają dyskusje nad sposobem przechowywania takich odpadów" - powiedział PAP dyrektor Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Radioaktywnych w Świerku, Włodzimierz Tomczak.

Zakład ten jest jedynym w Polsce przedsiębiorstwem, zajmującym się odbiorem, transportem, unieszkodliwianiem i składowaniem odpadów od wszystkich użytkowników materiałów promieniotwórczych w kraju.

Włodzimierz Tomczak zaznaczył, że nawet po uruchomieniu w Polsce elektrowni atomowej, składowisko silnie radioaktywnych odpadów nie będzie potrzebne od razu.

A to dlatego, że zużyte paliwo jądrowe - po wyjęciu z reaktora - przez około 15 lat musi być przechowywane w specjalnych miejscach w samej elektrowni. Dlatego składowisko będzie potrzebne Polsce za około 50-60 lat - ocenił.

Polska używa obecnie składowiska w Różanie na północy województwa mazowieckiego, ale nie jest ono przystosowane do przechowywania wysokoaktywych odpadów, w dodatku takich, które pozostają silnie aktywne nawet przez kilkaset tysięcy lat.

Do Różana trafiają odpady materiałów używanych w medycynie czy nauce, takich, które przestają być groźne po około 30 latach. "Składowisko ma wszystkie niezbędne badania, oceniamy, że może przyjmować te odpady jeszcze przez 10 lat" - powiedział Tomczak.